- Tu dzieją się cuda. Ja jestem tego przykładem - mówi Krzysztof. Tak samo Andrzej, Basia, Bożena, Paweł i dziesiątki innych. Łukasz cudów nie widzi. Ale kołacze mu w głowie zdanie: "Nie bój się, tylko wierz".
Andrzej podkreśla, jak ważne są dla niego wspólnoty podobnych mu ludzi – wspólnota AA i druga – Krucjaty: – Spotkanie w gronie przyjaciół jest motywacją do zmian. Już nie chowam się po kątach. W AA jest Andrzej – alkoholik, tu Andrzej – dziecko Boga. Jedna i druga wspólnota dużo mi dają. Tu odkryłem swoją rolę: to, co dostałem darmo, daję darmo innym. Oni mnie przyjęli, nie pytając o nic. Była to czysta miłość. Chcę pokazać ludziom uzależnionym, że da się z tego wyjść. Wszystko zależy ode mnie i Pana Boga. Zaufanie, wiara, modlitwa, post. To moja droga.
Trzymać się wspólnoty
– Raz w roku przyjeżdżam tu z Wiednia – mówi Krzysztof. – Od pięciu lat nie piję. Pierwsze dwa lata były takim chaosem. Nie miałem wsparcia duchowego, nawet nie pomyślałem o Panu Bogu. Wiedziałem, że tylko grupa AA może mi pomoc. Ale mój kolega z Wiednia – też alkoholik – namówił mnie, żeby tu przyjechać. Myślałem: co ja tam będę robić, nawet nie będę się umiał modlić. Przyjechałem. Akurat była modlitwa o uzdrowienie duszy i ciała. I nie umiem określić, co się stało. Padłem na podłogę jak długi. I wtedy nastąpiła zmiana. Od tamtej chwili wiem, że bez Pana Boga nie dam rady. Krzysztof opowiada, że kiedy był w nałogu, miał bardzo dużo przyjaciół. Kiedy przestał pić, wszyscy odwrócili się od niego. – Rodzina też. Mówili, że coś mi się stało z głową – wspomina. – Ale tu znalazłem nową rodzinę.
Raz w roku przyjeżdżam. I te trzy dni, które spędzam w tym miejscu, są dla mnie odskocznią. Odcinam się od codzienności, od problemów i ładuję baterie na następny rok. Tu dzieją się cuda. Ja jestem tego przykładem. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że jeśli człowiek zaufa Bogu, to wszystko się przemieni. Wiem, że choćby było najgorzej, a mam wiarę w działanie Pana Boga, przyjdzie pogodny dzień. Na Krucjacie się nie skończyło. Krzysztof i jego żona wiedzieli, że w Wiedniu potrzebują wsparcia modlitewnego. Z grona swoich znajomych stworzyli krąg oazy rodzin. Razem z nimi tworzą go cztery małżeństwa. – Wiem, że by iść dobrze przez życie, trzeba się trzymać wspólnoty.
Jestem wolna
– Jestem w związku małżeńskim 36 lat. I zawsze był alkohol w mojej rodzinie – mówi Basia. – Stałam się osobą współuzależnioną do tego stopnia, że moje życie obracało się tylko koło mojego męża: czy przyjdzie dziś pijany, jak się zachowa. Wpadłam w depresję. I moje najmłodsze dziecko namówiło mnie, żeby się leczyć. Mnie się wydawało, że sobie sama poradzę. Posłuchałam córki i dwa lata temu pojechałam do psychiatry. Stwierdził, że powinnam się zająć sobą. Zalecił leczenie i terapię dla osób współuzależnionych. Myślałam, że to nie dla mnie, że leki pomogą. Bałam się wszystkiego, bałam się wyjść między ludzi. Wydawało mi się, że jestem niczym, że wszyscy na mnie patrzą. W lutym 2012 roku przyjechałam do Rychwałdu na Mszę św. z modlitwą o uzdrowienie. Tutaj Pan Jezus mnie dotknął i uwolnił od lęku, od zniewolenia alkoholizmem mojego męża. Przestałam się bać. Już potrafiłam powiedzieć: NIE. Wcześniej mówiłam tylko to, co mąż chciał usłyszeć.
Rok temu, w lipcu, zgłosiłam się na grupę dla osób współuzależnionych. Po tamtej Mszy św. zaczęłam jeździć do Rychwałdu na każdą Mszę o uzdrowienie. Przy którejś spowiedzi mówiłam księdzu, że mam wyrzuty, że poszłam na terapię, że krzywdzę mojego męża. Ksiądz mnie zachęcił do udziału w rekolekcjach. Nawet samej, jeśli mąż nie będzie chciał. Ale ja nigdy nigdzie nie byłam sama! Moje dzieci mi pomogły. Przyjechałam na rekolekcje z synem, córką i zięciem. Zachęcono nas, żebyśmy podchodzili do modlitwy wstawienniczej. Pomyślałam: jak ja obcym osobom będę mówić o moim problemie? Sami podeszli do mnie... Znów zostałam uwolniona od mojego lęku. We wrześniu ubiegłego roku Basia przyjechała na rekolekcje KWC... z mężem! – Powiedziałam mu, że jadę – niezależnie od tego, czy on tego chce, czy nie. I tak Pan Jezus zaczął zmieniać nasze życie. Mąż przestał pić. Nie pije, ale też nie robi nic ze sobą, nie szuka pomocy Jezusa. A ja staram się żyć i akceptować go takim. Nie jestem już tą samą osobą, jaką byłam. Jestem wolna. Czuję się akceptowana i chcę tutaj służyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).