Wielka misja na placu w Zabrzu - w kolejne niedziele wielkanocne przed Platanem głoszona jest Ewangelia. Jak to wygląda?
Ewangelizację organizuje Droga Neokatechumenalna. – Przed dzisiejszym spotkaniem roznosiliśmy prawie 10 tys. ulotek i ludzie byli zaskoczeni. Mówili nam, że to jest niemożliwe, że katolicy będą głosić coś na temat Boga i tego, jak przeżywają wiarę – przyznaje Kazimierz Frączek, który był katechistą na pierwszej misji 7 kwietnia. – Jednego z naszych braci, gdy wkładał zaproszenia do skrzynek, zaczepił na klatce schodowej mężczyzna i zapytał, czy coś rozdają za darmo.
Z początku nie wiedział, co odpowiedzieć, ale po chwili dodał: „Niech pan przyjdzie na plac Teatralny w niedzielę, tam Bóg będzie rozdawał miłość za darmo” – opowiada. Członkowie Drogi Neokatechumenalnej mówią, jak doświadczyli miłości Boga, jak wiara nadaje sens ich życiu. Nieraz wyznają bardzo osobiste sprawy, o których inni wstydzą się mówić nawet w konfesjonale. Są dziwni? Na pewno inni, znacznie różniący się od przeciętnej rzeczywistości Kościoła w Polsce. – My jesteśmy normalni, choć jesteśmy postrzegani jako zbyt radykalni, ale może to dlatego, że Kościół dopiero budzi się do ewangelizacji – komentuje Kazimierz Frączek. Jest przekonany do tego, co robi, co wcale nie znaczy, że głoszenie Ewangelii na placu miasta nic go nie kosztuje.
Lęk i odwaga
– To jest „umieranie”, od dwóch dni mam rozstrój żołądka, bo to jest rzecz bardzo poważna. Dlaczego to robię? Bo widzę, że Bóg interweniuje w moje życie. Mam szóstkę dzieci (najstarsze ma 22 lata, najmłodsze 9), siódme jest w drodze, dwoje w niebie. Bóg zmienia mnie, przysposabia do tego, że widzę w swojej żonie miłość, której chcę cały czas dotykać – mówi pan Kazimierz przed swoim wystąpieniem. Ma 48 lat, wykłada w Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu w Instytucie Sztuki, przygotowuje habilitację o sacrum i profanum w Drodze Krzyżowej.
– Jestem artystą, miałem pewne wyobrażenia o sobie, o swojej twórczości, o swoim talencie i zobaczyłem w pewnym momencie mojego życia, że moja sztuka jest moim bożkiem, że ona pochłania mnie i nie nasyca, że jest moją alienacją, że był potrzebny czas weryfikacji i ustawienia właściwie priorytetów. A tak naprawdę jestem powołany do tego, żeby być ojcem. Ale ojcostwa nie można wyssać z mlekiem matki, tego trzeba się uczyć. I rzeczywiście, uczę się być ojcem, bo widzę w moich dzieciach swoje obrazy – to, jaki byłem w dzieciństwie, w okresie dorastania. Droga Neokatechumenalna mi to pokazuje, a Bóg powoli mnie zmienia – z takiego bufona artystycznego... Gdyby nie rodzina, to pewnie ciągle bym nim był – wyznaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.