O Kaszubach i Brazylii, misjach i przeżywaniu Wielkiego Postu z ks. Tadeuszem Semmerlingiem rozmawia ks. Rafał Starkowicz.
Ks. Rafał Starkowicz: Jest Ksiądz Kaszubem. Jak pracuje się Księdzu w Brazylii – kraju o tak odmiennej kulturze i emocjonalności?
Ks. Tadeusz Semmerling: – Mówią, że Kaszubi to górale, którzy spóźnili się na statek do Ameryki. Pewnie też do Ameryki Południowej. Coś z tej tęsknoty za Ameryką w Kaszubach jest. Myślę, że dobrze się odnajdują w sytuacji.
No tak, ale przecież model rodziny jest tam zupełnie inny, nie ma tej kaszubskiej powściągliwości…
– Na Kaszubach popularny jest tzw. zimny wychów. Nie ma tu ostentacyjnego okazywania miłości… Może rzeczywiście tych emocji czasem brakuje. Ale jednocześnie człowiek dostaje dobre wychowanie katolickie. Dzięki rodzinie czuje się bezpiecznie. Wbrew pozorom członkowie takiej rodziny są blisko siebie… To wychowanie kaszubskie daje człowiekowi potężną bazę, dzięki której może się on odnaleźć w innej kulturze.
To jest mit, że Kaszubi są ostrożni?
– Kaszubi są ostrożni. Żeby coś pokochać, muszą to dobrze poznać. To trochę jak z jedzeniem. Lubią bulwy, bo je znają. Ale kiedy poznają pizzę, to przekonują się, że też można ją zjeść i że jest dobra… (śmiech)
Emocjonalność jest cechą dominującą w Ameryce Południowej. Jak Ksiądz przeżywa tę odmienność?
– Tam emocje grają niewątpliwie ogromną rolę. Jan Paweł II dał kościołowi encyklikę „Wiara i rozum”. Można powiedzieć, że w Brazylii dominują serce i wiara. Na początku, kiedy przyjechałem do Brazylii, trafiłem do parafii, która sześć lat nie miała kapłana. Modlili się o księdza. Byłem chciany. To sprawiło, że wszystkie bariery padły.
Co najbardziej Brazylijczycy cenią u duszpasterza?
– To, żeby był wśród ludzi. Żeby był ludzki. Myślę, że mimo różnic kulturowych, jest to zbieżne z oczekiwaniami wszystkich katolików. Trzeba mieć dla nich dobre serce, nie godząc się jednocześnie na kompromisy moralne. Jeżeli odnajdą to dobre serce, to także w pełni oddadzą się Kościołowi.
Region, w którym Ksiądz pracuje, jest ubogi?
– Brazylia jest zróżnicowana pod względem zamożności. Nasz stan Piaui ze stanem sąsiednim – Maranhao bardzo mocno rywalizują, żeby nie być na ostatnim miejscu. Europejczycy znają Brazylię od strony Rio de Janeiro, karnawału, São Paulo i ciepłych plaż. U nas rzadko pojawiają się turyści. Przyjeżdżają głównie na wybrzeże. W głębi stanu nie ma przemysłu i wielkich fabryk. Ludzie żyją tu przede wszystkim z rolnictwa. Istotną rolę odgrywa także pomoc społeczna. Brazylia ostatnio odkryła spore zasoby ropy naftowej. To wszystko procentuje. Choć wielkim problemem pozostaje rozwarstwienie społeczne. W miastach, tuż obok wielkich wieżowców, wzrastają siedliska nędzy. Tu można spotkać wszystko. Jest broń, jest handel narkotykami. To wielkie wyzwanie dla Kościoła. U nas w gminie jest tylko jedna fabryka. Zakład produkujący alkohol. Zatrudnia 200 osób z 19 tysięcy mieszkańców. Stąd też wewnętrzna migracja. Ludzie wyjeżdżają do miast za pracą, tak jak Polacy jadą do Londynu. Nie zawsze znajdują tam szczęście. Udaje się zwykle tym, którzy mają tam jakiś kontakt, rodzinę… Inaczej często trafiają do faveli. Kilka razy modliłem się nad trumnami parafian, którzy tam zginęli. Jednego znałem osobiście. To był dobry chłopak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.