Misje spóźnionego górala

GN 12/2013 Gdańsk

publikacja 24.03.2013 10:30

O Kaszubach i Brazylii, misjach i przeżywaniu Wielkiego Postu z ks. Tadeuszem Semmerlingiem rozmawia ks. Rafał Starkowicz.

Misje spóźnionego górala Ks. Rafał Starkowicz Ks. Tadeusz Semmerling od 8 lat pracuje na misjach. Mimo iż jest Kaszubem, ma prawdziwie brazylijski temperament

Ks. Rafał Starkowicz: Jest Ksiądz Kaszubem. Jak pracuje się Księdzu w Brazylii – kraju o tak odmiennej kulturze i emocjonalności?

Ks. Tadeusz Semmerling: – Mówią, że Kaszubi to górale, którzy spóźnili się na statek do Ameryki. Pewnie też do Ameryki Południowej. Coś z tej tęsknoty za Ameryką w Kaszubach jest. Myślę, że dobrze się odnajdują w sytuacji.

No tak, ale przecież model rodziny jest tam zupełnie inny, nie ma tej kaszubskiej powściągliwości…

– Na Kaszubach popularny jest tzw. zimny wychów. Nie ma tu ostentacyjnego okazywania miłości… Może rzeczywiście tych emocji czasem brakuje. Ale jednocześnie człowiek dostaje dobre wychowanie katolickie. Dzięki rodzinie czuje się bezpiecznie. Wbrew pozorom członkowie takiej rodziny są blisko siebie… To wychowanie kaszubskie daje człowiekowi potężną bazę, dzięki której może się on odnaleźć w innej kulturze.

To jest mit, że Kaszubi są ostrożni?

– Kaszubi są ostrożni. Żeby coś pokochać, muszą to dobrze poznać. To trochę jak z jedzeniem. Lubią bulwy, bo je znają. Ale kiedy poznają pizzę, to przekonują się, że też można ją zjeść i że jest dobra… (śmiech)

Emocjonalność jest cechą dominującą w Ameryce Południowej. Jak Ksiądz przeżywa tę odmienność?

– Tam emocje grają niewątpliwie ogromną rolę. Jan Paweł II dał kościołowi encyklikę „Wiara i rozum”. Można powiedzieć, że w Brazylii dominują serce i wiara. Na początku, kiedy przyjechałem do Brazylii, trafiłem do parafii, która sześć lat nie miała kapłana. Modlili się o księdza. Byłem chciany. To sprawiło, że wszystkie bariery padły.

Co najbardziej Brazylijczycy cenią u duszpasterza?

– To, żeby był wśród ludzi. Żeby był ludzki. Myślę, że mimo różnic kulturowych, jest to zbieżne z oczekiwaniami wszystkich katolików. Trzeba mieć dla nich dobre serce, nie godząc się jednocześnie na kompromisy moralne. Jeżeli odnajdą to dobre serce, to także w pełni oddadzą się Kościołowi.

Region, w którym Ksiądz pracuje, jest ubogi?

– Brazylia jest zróżnicowana pod względem zamożności. Nasz stan Piaui ze stanem sąsiednim – Maranhao bardzo mocno rywalizują, żeby nie być na ostatnim miejscu. Europejczycy znają Brazylię od strony Rio de Janeiro, karnawału, São Paulo i ciepłych plaż. U nas rzadko pojawiają się turyści. Przyjeżdżają głównie na wybrzeże. W głębi stanu nie ma przemysłu i wielkich fabryk. Ludzie żyją tu przede wszystkim z rolnictwa. Istotną rolę odgrywa także pomoc społeczna. Brazylia ostatnio odkryła spore zasoby ropy naftowej. To wszystko procentuje. Choć wielkim problemem pozostaje rozwarstwienie społeczne. W miastach, tuż obok wielkich wieżowców, wzrastają siedliska nędzy. Tu można spotkać wszystko. Jest broń, jest handel narkotykami. To wielkie wyzwanie dla Kościoła. U nas w gminie jest tylko jedna fabryka. Zakład produkujący alkohol. Zatrudnia 200 osób z 19 tysięcy mieszkańców. Stąd też wewnętrzna migracja. Ludzie wyjeżdżają do miast za pracą, tak jak Polacy jadą do Londynu. Nie zawsze znajdują tam szczęście. Udaje się zwykle tym, którzy mają tam jakiś kontakt, rodzinę… Inaczej często trafiają do faveli. Kilka razy modliłem się nad trumnami parafian, którzy tam zginęli. Jednego znałem osobiście. To był dobry chłopak.

Statystyki wskazują, że dla Brazylii oprócz gangów problemem jest także duża zachorowalność na AIDS.

– Tu popularne jest takie przysłowie: „Poniżej równika nie ma grzesznika”. Wszelkie relacje rodzinne są tu w porównaniu z Kaszubami luźne. Rodzą się dzieci. Ale często bywa, że ta sama kobieta ma dzieci z różnymi mężczyznami. W swojej parafii w minionym roku pobłogosławiłem zaledwie 49 ślubów. Co to jest na 10 tys. ludzi?

To jaka jest ta brazylijska pobożność

? – W Polsce, a zwłaszcza na Kaszubach, manifestuje się wiarę przede wszystkim w świątyni. Poza procesjami, pielgrzymkami tej wiary publicznie się nie okazuje. Ona jest obecna w ludzkich decyzjach. Ludzie uczestniczą teraz np. w nabożeństwach wielkopostnych, w Drodze Krzyżowej, w Gorzkich Żalach. Szczególnym czasem jest Wielki Tydzień. Tu dzieje się to w sposób bardzo zorganizowany. Nawet ubrania zakupione jeszcze w zimie dzieci po raz pierwszy ubierały w Wielką Sobotę. W Brazylii natomiast ksiądz na parafii najczęściej jest sam. Skończyły się czasy, że zadzwonił i ludzie przyszli do kościoła. Trzeba im wyjść naprzeciw. W Wielkim Poście staramy się to czynić w sposób szczególny. Grupa małżeństw z mojej parafii – „Spotkanie Małżeństw z Chrystusem” – organizuje Drogi Krzyżowe po domach. U ludzi. W zeszłym roku odwiedzali ludzi starszych. Kolejne stacje odbywały się u nich w domach.

Wchodzą do ludzkich domów i tam się modlą?

– To wygląda tak, że przychodzą do domu konkretnego człowieka i mówią: „chcesz, żebyśmy się u ciebie pomodlili?”. A kiedy się zgadza, to tam w domu odbywa się modlitwa kolejnej stacji. Wszystko jest spontaniczne. Choć rozważania są przygotowane wcześniej. Poza tym każdy Wielki Post zaczyna się tu „kampanią braterstwa”. To ukierunkowuje uwagę wiernych na jakiś problem społeczny. Raz są to ludzie starsi, raz obrona życia nienarodzonych, innym razem walka z bezrobociem. W tym roku w związku z przygotowaniami do Światowych Dni Młodzieży tematem jest właśnie młodzież. W tradycji Kościoła Ameryki Południowej doskonale mieszczą się wszelkiego rodzaju procesje. Stąd chodzenie po domach z Drogą Krzyżową bardzo im pasuje.

Ale Wielki Post to nie tylko Droga Krzyżowa.

– Tak. Niedziela Palmowa jest niezwykle ważnym dniem. Oni pamiętają te czasy, kiedy nie zawsze mogli dotrzeć z oddalonych wiosek na niedzielną Mszę. W tę niedzielę byli zawsze. Przychodzą tłumnie. Przed Mszą święcę palmy przez pół godziny. Potem jeszcze raz w czasie Mszy. I na zakończenie. Idzie na to całe wiadro wody święconej. Procesja z palmami wyrusza spod obiektu, który związany jest z „kampanią braterstwa”. Jeżeli były to sprawy ekonomiczne, rozpoczynaliśmy z banku. Kiedy mówiliśmy o służbie zdrowia, wychodziliśmy z ośrodka zdrowia. Gdy natomiast tematem była niesprawiedliwość społeczna, wychodziliśmy z gmachu sądu. W tym roku pewnie ruszymy spod szkoły. Ważnym momentem jest też Wielki Czwartek. Nogi myjemy tu nie tylko mężczyznom. W ubiegłym roku myłem nogi lekarzom i pielęgniarkom. Dwa lata temu – sprzątaczom ulic. Wtedy tematem była ochrona środowiska. Jeżeli co roku w kościele byłoby to samo – nie przyszliby. To jest ta żywiołowość. Z jednej strony tradycyjne wartości, z drugiej atrakcyjne opakowanie. Oni chcą słyszeć o zmartwychwstaniu. Myślę, że nawet mocniej niż my żyją nadzieją zmartwychwstania. Ale to musi być podane w jakimś niezłym opakowaniu. Na Kaszubach natomiast musi być zawsze to samo. To u nas niesie poczucie bezpieczeństwa.

Zaangażowanie świeckich jest tam większe niż u nas?

– Kiedy po raz pierwszy będąc na urlopie w Polsce, czytałem lekcję mszalną, powiedziałem na koniec: „Oto słowo Pańskie”, bo nigdy w Brazylii nie czytałem czytań, tylko Ewangelię. Nawet kiedy w kościele są dwie staruszki, jedna podnosi się i czyta. Zaangażowanie świeckich jest w Brazylii nieporównanie większe. Tam bez wiernych świeckich nie ma kapłana. Nic bez nich bym nie zrobił. My tu, w Polsce, nie zawsze to dostrzegamy. Mamy wielu księży. Tam wiele rzeczy muszą robić świeccy. Inaczej Kościół przestałby funkcjonować. W zeszłym roku robiliśmy drugi już poważny remont świątyni. Wierni dziwili się, że wykonuję przy tym fizyczne prace. Ale dopiero kiedy zobaczyli księdza na drabinie, włączyli się.

Jest Ksiądz gdańskim kapłanem. Gdzie Ksiądz czuje się u siebie?

– Większość kapłańskiego życia spędziłem w Brazylii. Pracuję tam od 8 lat. W archidiecezji gdańskiej pracowałem przez 3 lata. Z wielką radością wracam na Przymorze, gdzie byłem wikariuszem, i do mojego rodzinnego Starzyna. Jestem związany z archidiecezją. Tu się kształtowałem. Tu wchodziłem w kapłaństwo. Ale czas spędzony w Brazylii nie pozostaje bez śladu.

Papież Franciszek pochodzi z Ameryki Południowej. Jak jest to odbierane w Księdza w parafii?

– Na pewno jest to wielka radość. Mimo to, że na co dzień Brazylijczycy nie darzą Argentyńczyków wielką sympatią. Oni doceniają to, że jest ludzki. Że jest normalny. Że żyje blisko wiernych. Myślę, że postrzegają go jako jednego z nas. Ten papież prezentuje styl bycia Kościoła blisko ludzi.

Co łączy nasz Kościół w Polsce z tym w Brazylii?

– To, że Kościół jest powszechny. Ja, wychowany na Kaszubach ksiądz, na misjach doświadczyłem tego namacalnie. To jest największy dar, jaki od Pana Boga mogłem dostać.