Trzęsienie ziemi
Paul Badde, autor książki. Roman Koszowski/ Agencja GN

Trzęsienie ziemi

Brak komentarzy: 0

Wydawnictwo Niecałe/ Gość Niedzielny 2013.

publikacja 17.03.2013 07:50

Naprawdę wierzysz, że to płótno jest autentyczne i pochodzi z grobu Chrystusa? „Tak” – odpowiedział. Nic więcej. Ale taką odpowiedź dał po raz pierwszy w swoim długim życiu badacza. Fragment książki: Paul Badde „Twarzą w Twarz. Świadkowie koronni Zmartwychwstania”.

Ewangelie przedstawiające zmartwychwstanie są napisane skomplikowanym stylem, ucinają tekst w jednej scenie i przenoszą się do następnej – to technika znana z filmów. Ale pod żadnym względem nie mamy w nich do czynienia z prymitywnymi, linearnymi opowiadaniami z Nowej Gwinei, w których wieśniak mówi: „A potem to i potem tamto, a potem jeszcze coś innego”, i tak dalej. Ewangelie pokazują obrazy – cięcie! – a potem inne obrazy – cięcie! – i jeszcze inne obrazy... Jak każdy dobry film opowiadają również za pomocą obrazów, które pokazują historię całkowicie spójną, bardzo wiarygodną, sensowną. W tym procesie „ucinania” tkaniny przetrwały. Są one istotne, jeśli chodzi o wydarzenia tamtej nocy.

Jest jeszcze inny, podobnie wiarygodny powód, dla którego przez prawie dwa tysiące lat przechodziliśmy obok tych tkanin pospiesznie, jakbyśmy ich w ogóle nie zauważali. Dzisiejsze pobożne praktyki żydowskie i żydowskie zwyczaje z czasów Jezusa Chrystusa różnią się na wiele sposobów. Jest jednak w nich coś, co pozostało prawie niezmienne w czasie ostatnich dwóch tysięcy lat. To obowiązujące standardy utrzymania rytualnej czystości – ustanowiony kod przykazań i zakazów dotyczących gotowania, higieny i wszystkich dziedzin życia w ogóle. Księga Kapłańska w Biblii jak granat pełna jest ziaren i zawiera setki niezwykle precyzyjnych instrukcji, co robić, a czego unikać, aby prowadzić życie miłe Bogu. Temu samemu służy Miszna, księga ustnych tradycji. One obie pomagają wyjaśnić fenomen tego, że judaizm się zachował i przetrwał przez wszystkie momenty rozproszenia, pogromy i Holocaust. Było to możliwe, gdyż lud żydowski separował się od wszystkich innych nacji. Hetyci, Kanaanici, czy jakkolwiek inaczej wszystkie te ludy starożytne były nazywane, nie zdołali tego dokonać. Tak więc jedna rzecz była absolutnie spójna wśród pobożnych Żydów wtedy i jest do dzisiaj: rożne rodzaje żywności, przedmioty i miejsca były i są przez nich uważane za tabu. Żydzi mają w tej sferze specjalne słowo znane już w starożytności – „koszerne”. Istnieje nawet hierarchia koszerności – czystości. Panierowany kotlet wieprzowy z sosem śmietankowym, okraszony krewetkami na przykład już jest nieczysty. Ale najbardziej odrażające i najbardziej nieczyste rzeczy, które można sobie wyobrazić na tym świecie, to dla Żydów przedmioty z grobu, przedmioty, które miały kontakt z martwym ciałem.

„I co ty na to, drogi Adamie?” – napisałem więc w mejlu do mojego żydowskiego przyjaciela w Jerozolimie, który przyjął chrzest lata temu. „Czy te nakazy czystości ciągle mają dla ciebie tajemniczą siłę? Czy mimo chrztu ciągle czujesz się w jakikolwiek sposób przywiązany do podziału świata na koszerny i niekoszerny, czysty i nieczysty?” Adam jest radykałem, który zawsze chce osiągnąć 200 procent, niezależnie od tego, co postanowi zrobić. W taki też sposób został chrześcijaninem, co w Izraelu jest sprawą niebagatelną. W każdym razie celowo zerwał z żydowskim prawem. „Nie sądzę” – napisał w odpowiedzi dwa dni później. „Nie jem żab, ale ślimaki i wieprzowinę tak. Jednak unikam wszystkiego, co miało jakikolwiek kontakt ze zmarłym. Wtedy instynktownie się wycofuję i obawiam nieczystości”.

Wiem, że Adam nie boi się ani śmierci, ani zła. Jednak w tym przypadku jego dusza jest oporna, wciąż zachowuje tysiącletnie tabu, jakby utrwalone w bursztynie. Po zmartwychwstaniu Chrystus zostawił swój wizerunek na płótnie – popełnił wykroczenie pierwszego stopnia przeciwko żydowskiemu zakazowi tworzenia obrazów, ale to była tylko jedna rzecz. To, że utrwalił ten wizerunek na całunie, materiale do pochowku, było zupełnie nie do przyjęcia. Tkaniny do grzebania zmarłych należały do sfery absolutnego tabu. Już nawet o dotknięciu czegoś takiego nie mogło być mowy, a czczenie przedmiotów pochodzących z grobu było absolutnie nie do pomyślenia.

Płótnom do pochowku Chrystusa również – a może zwłaszcza im – nie można było oddawać czci publicznie, ale tylko w ukryciu, w prywatnych domach kontrowersyjnych zwolenników Jezusa. A gdyby i to wyszło na jaw, byłby to dobijający, ostateczny argument przeciw „nowej drodze”, którą apostołowie kroczyli po zmartwychwstaniu Chrystusa: I co? Uklękniesz przed łachmanem z grobu? Mógłbyś równie dobrze czcić świnię. Złoty cielec u stop góry Synaj był czystszy i milszy Bogu niż to, nawet jeśli Izraelici bałwochwalczo tańczyli wokół niego, w czasie gdy Mojżesz otrzymywał Dziesięć Przykazań na gorze. Pierwotna społeczność chrześcijańska nie przetrwałaby tygodnia po zmartwychwstaniu Chrystusa, musząc zmagać się z takimi hańbiącymi zarzutami, i to szczególnie w Jerozolimie, w sercu żydowskiego świata, gdzie sam Jezus z Nazaretu zawisł na krzyżu poprzedniego piątku. To po prostu nie miało szans się udać.

oceń artykuł Pobieranie..