– To jest miejsce, gdzie dana jest nam szansa dotarcia z Bogiem do człowieka. Czasem jest to długa i trudna droga – mówi wolontariuszka gorzowskiego hospicjum.
Kiedyś pani psycholog nam powiedziała, że jeden z pacjentów hospicjum powiedział jej: „Pociąg odchodzi”. Dał jej w ten sposób do zrozumienia, że kończy się jego życie. Ona odpowiedziała, że nie może z nim wejść do tego pociągu, ale będzie z nim na dworcu – mówi Halina Leśniewska, która od 2,5 roku jest wolontariuszką w Hospicjum św. Kamila w Gorzowie Wlkp.
Nie ma przypadków
– Zaczęło się dziwnie – mówi o swoim wolontariacie Halina Leśniewska. Na emeryturze było dużo wolnego czasu, a gorzowianka była przyzwyczajona do pracy. Najpierw trafiła do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. – Miałam opory, bo wcześniej nigdy nie byłam na spotkaniu modlitewnym. Ale poszłam raz, a potem kolejny i kolejny – opowiada pani Halina. Któregoś razu wraz z osobami ze wspólnoty pojechała na rekolekcje do Rokitna. – Tam rozeznaliśmy, że nasza grupa ma posługiwać w hospicjum.
Nigdy nawet przez moment nie przeszła mi przez głowę myśl o wolontariacie wśród chorych. Byłam od razu na „nie”, bo przecież kto sam z siebie chce przychodzić do hospicjum. Przecież tu ludzie umierają – przyznaje gorzowianka. – Ale cóż, była presja grupy, więc poszłam z innymi na spotkanie z dyrektorem. Każda z osób mówiła, że pragnie posługiwać chorym, a ja powiedziałam zupełnie szczerze, że jestem tu z przypadku i nie nadaję się. Ale dyrektor stwierdził: „Halina, nie ma przypadków”. Ale nadal byłam na „nie”.
Z pomocą przyszedł duszpasterz hospicyjny ks. Krzysztof Dulny. Powiedział, żebyśmy zanim pójdziemy do chorych, najpierw weszli do kaplicy i poprosili Pana Jezusa o pomoc. – Rzeczywiście tam mi się lampka zapaliła. Powiedziałam: „Panie Jezu, ja nie potrafię i boję się. Jeśli Ty chcesz, to proszę bardzo, oddaję Ci moje ręce, oczy, umysł i serce. Jeśli mam tu być, to mnie prowadź” – opowiada wolontariuszka.
Pierwszy chory, z którym się zetknęła, praktycznie się nie ruszał i wymagał stałej opieki. – Ktoś mi kiedyś mówił, że Jezusa trzeba zobaczyć w drugim człowieku. Myślałam zawsze, że to tylko takie gadanie. Wtedy przy tym chorym gdzieś w środku przyszła myśl: „To jestem Ja. Czy mnie widzisz?”. Zobaczyłam w tym chorym Jezusa! I tak się zaczęło. Zrodziła się we mnie jakaś ogromna miłość do tych ludzi – mówi pani Halina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.