– To jest miejsce, gdzie dana jest nam szansa dotarcia z Bogiem do człowieka. Czasem jest to długa i trudna droga – mówi wolontariuszka gorzowskiego hospicjum.
Umierała z różą
Posługa w hospicjum to okazja do rozmowy o Bogu, ale trzeba tu wykazać się wrażliwością. – Musimy zachować dużą ostrożność, bo można szybko zrazić do siebie człowieka, pouczając go – zauważa gorzowianka. – Jak leży różaniec przy łóżku, to nie ma problemu, bo wiadomo, że ta osoba się modli i można podejść, pomodlić się razem z nią o ulgę w cierpieniu. Wiele osób jednak nie ma nic wspólnego z Bogiem i wtedy trzeba dojść do takiego człowieka z innej strony. To bardzo trudne, ale wkładam w to całe swoje serce i udaje się – dodaje.
Pani Halina zawsze stara się poznać, kto czym się interesuje, i rozmawiać o pasjach. – Wędkuję od 28 lat, a w przypadku panów to temat rzeka. Pływamy wtedy w wodzie i łowimy ryby – śmieje się pani Halina. – Na początku mówię każdej osobie, że codziennie o godz. 18.00 będę się za nią modlić o ulgę w cierpieniu. Z czasem kończy się to wspólną modlitwą i rozmową o Panu Bogu. Dzięki temu odchodzącemu człowiekowi zawsze towarzyszy Koronka do Miłosierdzia Bożego. Jeśli chory już nie może ruszać ustami, to proszę, żeby mówił w myślach. Jego oczy mówią i reagują.
Czasem trzeba się napracować, żeby dotrzeć do człowieka. Z pomocą może przyjść nawet mały kwiat, róża wykonana własnoręcznie z jesiennych liści. – Pewnego dnia zajrzałam do kobiety i zapytałam: „Pani Aniu, czy mogę wejść?”. Ona na mnie spojrzała i chyba nie za bardzo chciała, bym weszła. Powiedziałam, że przynoszę jej różę z zapachem jesieni, że zrobiłam ją, wkładając w to swoje serce – mówi pani Halina. – Później umierała z tą różą, bo powiedziałam, że włożyłam tam serce. Traktowała mnie jak córkę, a ja ją jak mamę.
Precz i właź
Wolontariusze i duszpasterz hospicyjny uzupełniają się. Jednak nie do każdego pacjenta może od razu przyjść kapłan z posługą sakramentalną. – Niektórzy mówią wprost: „Czarny, precz!” – opowiada Halina Leśniewska. Drogę dla kapłana mogą utorować wolontariusze, choć czasami to trudna praca.
– Był u nas pewien niewidomy, który nie chciał mówić o Panu Bogu. Rozmawiał na różne tematy, także o tym, jak przeżył wybuch niewypału. Palił papierosy i doszło nawet do tego, że paliliśmy razem, tzn. on leżał, a ja wkładałam mu papierosa do ust i strzepywałam popiół. I tak sobie paliliśmy – uśmiecha się gorzowianka – Przed śmiercią marzył, żebym mu kupiła okulary słoneczne. Choć nic nie widział, to mówił, że słońce razi. Dostał okulary i cieszył się jak dziecko. W pewnym momencie zaczęliśmy też wspólnie się modlić – dodaje.
Podobnych sytuacji było znacznie więcej. Trudne przypadki, które innych odpychają, panią Halinę przyciągają. – Kiedyś przypadkowo przechodziłam z różańcem obok jednego z pokojów i powiedziałam: „Dzień dobry”. Chory zobaczył, że mam różaniec, i od razu powiedział: „Precz!”. Oczywiście wycofałam się, ale na mnie takie sytuacje nie działają negatywnie, a wręcz odwrotnie. Codziennie stawałam na progu i mówiłam: „Panie Zdzisiu, czy mogę wejść?”, ale on mówił: „Precz!”. To trwało około dwóch tygodni – opowiada pani Halina. – Któregoś dnia znowu przychodzę i pytam, a on do mnie: „Właź”. Jak powiedział „Właź”, to dał mi przyzwolenie na wszystko.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).