Polityka na ambonie była, jest i zapewne będzie. Jestem przekonany, że nie należy jej stamtąd przeganiać. Problem jednak w tym, w jaki sposób tematy polityczne tam zagoszczą.
Gdy w poniedziałek (15 października br.) przysłuchiwałem się w auli Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego debacie „Polityka na ambonie”, kolejny raz upewniłem się, że do obowiązującego od kilkudziesięciu lat zakazu aktywnego udziału duchownych w działalności politycznej będziemy w Kościele katolickim w Polsce jeszcze długo dojrzewać. Wróciły mi też wątpliwości, które już głośno wyrażałem, czy w dzisiejszej sytuacji nie byłoby lepiej, gdyby biskupi i księża mogli tę formę aktywności obywatelskiej jawnie i po prostu podejmować, uprawiać ją otwarcie na różnych forach publicznych, bez konieczności przemycania jej w taki czy inny sposób do liturgii.
Uczestniczący w przywołanej debacie Bogumił Łoziński, wspominając swoją pracę w Katolickiej Agencji Informacyjnej, polegającą w dużej mierze na streszczaniu biskupich kazań, pochwalił się, że (z wyjątkiem jednego hierarchy) potrafił bez problemu powiedzieć na ich podstawie, jakie poglądy polityczne dany polski następca Apostołów posiada. A przecież powszechnie uważa się, że katoliccy duchowni na ambonie swych poglądów politycznych wyrażać nie powinni. Dlaczego? Bo nie powinni dzielić, lecz jednoczyć. Zbierać, nie wykluczać.
Problem w tym, że księża i biskupi poglądy polityczne mają. Tego im Kościół nie zabrania. Ale jak widać z opowieści red. Łozińskiego, nawet biskupi nie potrafią ich w swoich przemówieniach podczas liturgii ukryć ani zamaskować. Czego więc wymagać od szeregowych księży?
Polityka na ambonie była, jest i zapewne będzie. Jestem przekonany, że nie należy jej stamtąd przeganiać. Jest przecież częścią naszego ludzkiego życia. I chociaż bez trudu można spotkać polityków, którzy uważają, że jest to dziedzina niepodlegająca, na przykład, żadnym uregulowaniom moralnym, to jednak zasady wiary dotyczą jej tak samo, jak wszystkich innych sfer ludzkiej egzystencji. Polityka powinna być obecna na ambonie i to czasem bardzo mocno.
Problem jednak w tym, w jaki sposób tematy polityczne tam zagoszczą. Czy zaistnieją tam jako propaganda jednej partii i walka z inną, czy też będą obecne w postaci rzeczywistego zatroskania o dobro wspólne konkretnej społeczności.
Lansowana przez Jana Pawła II definicja polityki, jako roztropnej troski o dobro wspólne coraz częściej, także w środowiskach kościelnych, spotyka się z niezrozumieniem i lekceważeniem. A przecież właśnie tak uprawiał ją na ambonie człowiek, który mógłby być patronem „politycznych” kaznodziejów – bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Jest coś głęboko zastanawiającego w fakcie, że dzisiaj tak rzadko się go w głęboko politycznie zaangażowanych kazaniach cytuje. Czy dlatego, że jego słowa, gromadzące niegdyś tysiące słuchaczy, straciły aktualność? Czy może dlatego, że sposób, w jaki mówił on na ambonie o polityce, jest trudny i wymagający? Nie schodzi na poziom „politykowania”, a tym bardziej „politykierstwa”.
Pytałem wielu młodych księży, mocno zainteresowanych polityką i chętnych do wypowiadania się na jej temat także z ambony, czy ktokolwiek ich uczył, na przykład w seminarium, jak to trzeba robić. Dociekałem, czy ktoś im radził, jak poruszać kwestie polityczne, aby nie okazać się płytkim partyjnym agitatorem, lecz duszpasterzem świadomym, że polityka jest ważną częścią życia powierzonych mu wiernych. Może miałem pecha, ale wszyscy podpytywani przeze mnie duchowni kompletnie zaskoczeni kręcili przecząco głową. A może po prostu mamy w Kościele w Polsce w dziedzinie formacji i przygotowywania duchowych przewodników jeszcze jedną lekcję do odrobienia...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.