Łzy przychodziły zobaczyć tysiące ludzi. Lublin stał się miejscem pielgrzymek wiernych z całego kraju. W 1949 roku władza ludowa na cud nie mogła sobie pozwolić. Jeśli ktoś się upierał, że Maryja płakała, trafiał do więzienia.
Chciał do mnie strzelać
Oskarżonym mógł być każdy kto znalazł się w pobliżu katedry lub publicznie przyznawał do wiary w cud. Śpiewanie pieśni religijnych przed katedrą kwalifikowało się od razu do postawienia przed sądem. Trzeba było wykazać się wielką odwagą, by zabierać głos w obronie Kościoła. Część ludzi przyznających się do wiary nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia, inni świadomie opowiadali się za Panem Bogiem. Do tych ostatnich należeli przede wszystkim studenci KUL i młodzież pochodząca z rodzin o tradycji AK-owskiej.
Do takich osób należał Wiktor Żyszkiewicz, uczeń drugiej klasy Liceum Biskupiego w Lublinie, pochodzący z Chodla. To w jego rodzinnej miejscowości zorganizowano wiec, na którym przedstawiciele władzy z Lublina przekonywali miejscowych, że cudu w katedrze nie było. Młodzi chłopcy, m.in. Wiktor, wdali się w polemikę z prelegentami. W rezultacie doszło do wrzenia na sali. Gdy tego samego dnia grupa przywiezionych aktywistów wykrzykiwała przed kościołem hasła antyklerykalne, młodzież wychodząca z kościoła wygwizdała ich. Szybko jednak pojawiła się milicja, by aresztować młodych. Wiktor uciekł i dla swojego bezpieczeństwa pojechał do Lublina do szkolnego internatu. Po dwóch tygodniach zdecydował się jednak wrócić do domu na wakacje. 28 lipca wieczorem, gdy szykował się do wyjścia do znajomych, usłyszał, jak ktoś na podwórku pyta o niego. – Mój brat Marian powiedział, że mnie nie ma. Potwierdziła to mama, jednak nie uwierzono im. Wiedziałem już, co się święci, i chciałem uciekać. Otworzyłem okno, poodsuwałem doniczki, wtedy jednak rozległ się huk otwieranych drzwi i zobaczyłem milicjanta z pistoletem gotowym do strzału – opowiada. W domu odbyła się rewizja. Chłopcu nie pozwolono niczego zabrać ani z nikim się pożegnać. Trafił do więzienia.
Nie wiadomo, ile dokładnie osób zostało aresztowanych za wiarę w cud. Prawdopodobnie w samym Lublinie zatrzymano ponad tysiąc osób. Większość z nich nie doczekała się procesów sądowych, spędzając w areszcie bez wyroku nawet dwa lata więzienia. Ci, którzy stanęli przed sądem, nie mieli prawa do obrony. Wszyscy zostali skazani i osadzeni w więzieniu na Zamku. Po wyjściu na wolność studenci nie mogli wrócić na studia, ludzie pracujący stracili pracę, mimo że oficjalnie nie było wówczas w Polsce bezrobocia. Choć były to najgorsze lata w ich życiu, nie żałują, że opowiedzieli się za Panem Bogiem. – Przynajmniej dziś z czystym sumieniem możemy patrzeć w lustro – mówią „cudaki”, jak określa się ludzi represjonowanych za wiarę w cud lubelskiej katedrze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.