Czasem praca ludzi, którzy starają się zmniejszyć społeczne skutki alkoholizmu, wydaje się walką z wiatrakami. A jednak gdyby tak było, nikt nie działałby na tym polu kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Jak mówi jeden z duszpasterzy trzeźwości w naszej diecezji, każde działanie, także modlitwa, ma sens.
Był jesienny wieczór w jednym z wielu podobnych do siebie miasteczek na Mazowszu. Na mityngu anonimowych alkoholików, na którym wyrażono zgodę na rejestrowanie świadectw, Rafał, trzeźwiejący alkoholik, opowiadał najważniejszą walkę życia – z nałogiem. W swojej opowieści sięgał do czasów dzieciństwa, bo terapia uświadomiła mu, że wtedy wszystko się zaczęło.
– Pamiętam, że w moim rodzinnym domu zawsze stał gąsior z winem, zawsze miałem dostęp do alkoholu. To było normalne. Patrząc z perspektywy wiem, że gdyby oni wiedzieli, jak się moje losy potoczą, na pewno by mi tego wina nie dali. Później popijałem, nie zdając sobie z tego sprawy. W wieku 10 lat piłem piwo grzane z jajkiem. Pierwszy raz się upiłem winem na Komunii swojej siostry, miałem wtedy 11 lat – wspominał. Kolejne lata przyniosły rozsmakowywanie się w różnych trunkach; nikt wtedy w porę nie uświadomił mu, że już w momencie dorastania można się skutecznie uzależnić. Niestety ciągle wydaje się, że nie dość przypominania, o problemie alkoholizmu i takich apeli, jakie na miniony Tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu, pod hasłem „Miłość jest trzeźwa”, skierowali do wszystkich wierzących polscy biskupi. Napisano w nim, że to rodzina jest wyjątkowo wrażliwa na skutki nadużywania alkoholu. „Wiele małżeństw rozpada się z tego powodu, a dzieci narażone są na powtórzenie szkodliwych zachowań rodziców” – przypomniał Zespół Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości. Są na to co najmniej dwa skuteczne lekarstwa: abstynencja, choćby czasowa i modlitwa.
Wyhamować innych
W Sońsku, w parafialnym archiwum, jest wyjątkowy dokument, który robi wrażenie – Księga Bractwa Trzeźwości, oddanego niejako pod opiekę Matki Bożej Gromnicznej, a założonego w 1857 r. przez ks. Wincentego Podbielskiego. Można w niej odnaleźć nazwiska ponad 1500 mieszkańców tej parafii płockiej diecezji, którzy podejmowali abstynencję. Ktoś powie – dawne czasy. Dziś wyrzeczenie się alkoholu, poza oczywistym kosztem rezygnacji z przyjemności, budzi różne reakcje i oceny, a osoby, które je podejmują, obawiają się czasem pewnej stygmatyzacji, wynikającej z uproszczonego spojrzenia: „nie pijesz? pewnie dlatego, że jesteś alkoholikiem i się leczysz”. Ale prawda jest taka, że abstynencję podejmują także osoby, które nie były nigdy uzależnione, natomiast ich wybór wiąże się z jakąś ofiarą, intencją, albo określonym stylem życia, czy formacją. Tak dzieje się w środowisku oazowym, który był kolebką Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, czy w ruchu harcerskim. Natomiast w przypadku osób uzależnionych abstynencja jest nie tylko koniecznością, ale i znakiem zwycięstwa, chociaż mierzonego w odcinkach – godzinach, dniach, tygodniach i latach. – Warto być abstynentem. W początkowym etapie bywa trudno, ale mogę powiedzieć, że później już nie. Ja po prostu tak żyję, tak funkcjonuję. Myślę, że swoją postawą mogę też wyhamować innych – zauważa Wanda Śniegocka z Drobina, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Pomocy Osobom Uzależnionym i ich Rodzinom „Filadelfia” w diecezji płockiej.
Jest problem
Ile osób, leczących się z choroby alkoholowej, tyle piciorysów, ale w każdym z nich pojawiają się podobne mechanizmy. Istnieje też powszechnie znana prawidłowość, że dzieci z rodzin, gdzie nadużywa się alkoholu, są bardziej podatne na popadanie w nałóg. Specjalista psychoterapii uzależnień Urszula Dera, pracująca od 30 lat z osobami uzależnionym i ich rodzinami, mówi o niebezpiecznym przesunięciu granic. – Gdy analizuję problem, jak to się dzieje, że dzieci i młodzież, które doświadczyły tyle krzywdy w środowisku rodzinnym, dotkniętym chorobą alkoholową, potem powielają ten sam schemat i popadają w uzależnienie, zauważam że one mają zmniejszoną czujność, że coś jest nie tak. Środowisko rodzinne znosi wyczulenie i sprawia, że nie widzi się ważnej granicy. Na podstawie moich doświadczeń mogę powiedzieć, że młodzi ludzie, którzy dorastają w rodzinach dotkniętych alkoholizmem, zarzekają się, że nie będą tacy, jak ich pijący ojciec, czy matka. Jednak potem wchodzą w środowisko rówieśnicze, gdzie często pije się piwo, które jest dziś bardzo modne wśród młodych ludzi, i nie chcąc być inni, też po nie sięgają – wyjaśnia psychoterapeutka. Podkreśla, że takie osoby, doświadczając w domu rodzinnym codzienności z nadużywaniem alkoholu, nie uważają wypicia jednego, dwóch piw za niebezpieczne, bo to nie przypomina uzależnienia osoby z rodziny. Jej zdaniem, w tym procesie ważne jest środowisko rówieśników.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.