Zrodziło się w ich sercach pragnienie głoszenia Chrystusa. Przygotowali się do posługi na Ukrainie w Szkole Życia Chrześcijańskiego i Ewangelizacji Świętej Maryi z Nazaretu Matki Kościoła. Od grudnia zamieszkali w Głogowie. – Jesteśmy misjonarzami – mówią o sobie.
ks. Witold Lesner/ GN
Ewelina, Joanna, Justyna i Grzegorz (na zdjęciu od lewej) Rok dla Jezusa potraktowali poważnie. Nawet Boże Narodzenie przeżywali w swojej małej misyjnej wspólnocie.
Jezus „rzekł do nich: »Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi«. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za nim”. Czy w XXI wieku można żyć dosłownie słowami Pisma Świętego, które napisano dwa tysiące lat temu? Można. Joanna, Ewelina, Justyna i Grzegorz wyraźnie usłyszeli słowa Jezusa i na nie odpowiedzieli. Postanowili przeżyć cały rok we wspólnocie ewangelizacyjnej.
Zostawić pracę, by iść za Nim
Zaryzykowali. Zwolnili się z pracy lub wzięli roczny bezpłatny urlop i żyją dla Jezusa. – Pracuję w firmie rodzinnej, więc moja decyzja zostawienia na rok pracy zawodowej nie była aż tak trudna. Mam w perspektywie powrót – mówi Joanna Krawiec z Zielonej Góry. – Dla mnie większym wyzwaniem jest choroba. Zwykle dwa miesiące w roku spędzam w szpitalu i jestem pod stałą opieką lekarską. W związku z tym decydując się na rok misji, miałam spore obawy. Jednak, gdy pytałam w sercu Jezusa czy faktycznie tego chce, rodziły się słowa „wypłyń na głębię” oraz „nie bój się”. I zaufałam… – zwierza się zielonogórzanka.
– Wcześniej pracowałem jako frezer, a dwa lata temu ukończyłem kurs motorniczego i jeździłem tramwajem – mówi Grzegorz Łyskawa, 45-latek z Wrocławia. – Polubiłem tę pracę, ale zostawiłem ją. Wziąłem bezpłatny, roczny urlop, ale nie wiem, czy będę mógł wrócić – dodaje. – Mam jednak duży pokój w sercu i nie martwię się tym, co będzie za rok. Chcę spełnić swoje powołanie, by potem nie żałować, że dbałem tylko o siebie, że nic nie zrobiłem dla Boga i zbawienia innych – wyjaśnia wrocławianin.
Również Ewelina Kryszyłowicz z Poznania zrezygnowała z pracy, która sprawiała jej satysfakcję. – Zaraz po studiach zaczęłam pracować jako pedagog w szkole specjalnej. Zobaczyłam, że praca z niepełnosprawnymi sprawia mi dużo radości, ale już od dawna w sercu nosiłam pragnienie misyjne, więc postanowiłam się zwolnić – śmieje się Ewelina. – Mam w szkole głęboko wierzącego dyrektora, który powiedział mi, że szanuje moją decyzję i po roku przyjmie mnie z powrotem. Więc może uda się wrócić – dodaje poznanianka.
Nieco inną sytuację miała Justyna Skrzek z Głogowa. – Wcześniej już byłam na misjach na Wschodzie, w Kazachstanie, ale musiałam wrócić ze względu na stan zdrowia. Ta forma misji w Polsce jest trochę inna, ale cieszę się, że chociaż w ten sposób mogę posługiwać – wyjaśnia głogowianka. Jako jedyna z czwórki skończyła Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, gdzie przygotowuje się większość wyjeżdżających na misje osób.
Zaczęło się na Ukrainie
Wszyscy zostawili swoje zwyczajne życie, by rok swojego życia przeżyć inaczej. Taką możliwość dała im Szkoła Życia Chrześcijańskiego i Ewangelizacji Świętej Maryi z Nazaretu Matki Kościoła. Założył ją 13 lat temu kapucyn o. Piotr Kurkiewicz. – Nie jest to nowa grupa czy wspólnota w Kościele, ale miejsce, w którym różne osoby mogą rozbudzić i ożywić swoje życie duchowe – wyjaśnia br. Przemysław Tomas OFMCap, który prowadzi filię Szkoły w Nowej Soli przy kościele św. Antoniego. – Szkoła jest ruchem formacyjnym, który ma przygotowywać świeckich katolików do bycia animatorami w parafii, ale nie tylko. Jest to ruch, który chce łączyć wszelkie środowiska, dlatego oprócz chrześcijan wyznania rzymskokatolickiego są w niej grekokatolicy, protestanci oraz prawosławni – mówi kapucyn.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).