Niespełna 18-letnia Jenni Lake oddała swe życie w obronie swego dziecka.
W październiku 2010 r. u 17-letniej wówczas Jenni wykryto nowotwór mózgu (gwiaździak). Lekarze z Salt lake City dawali jej 30 proc. szans na przeżycie kolejnych 2 lat. Dodali, że leczenie ją ubezpłodni. - To ją wzburzyło - opowiada matka dziewczyny Diana Phillips, dodając, że Jenni była jej trzecim z ośmiorga dzieci.
W marcu guzy zaczęły się kurczyć.
W maju Jenni dowiedziała się, że jest w ciąży. Onkolog stwierdził, że albo dojdzie do aborcji i kontynuacji leczenia, albo zostanie ono wstrzymane i guzy mogą znowu zacząć rosnąć.
Jenni nigdy nie uznawała aborcji. Czym się martwiła? Tym, że jej dziecko może ucierpieć z powodu dwóch cykli chemioterapii.
Miesiąc przed „osiemnastką” Jenni urodziła zdrowego chłopca, któremu po dziadkach nadano imiona Chad Michael Po porodzie młoda mama powiedziała pielęgniarce:
- Zrobiłam, co do mnie należało. Teraz moje dziecko będzie bezpieczne.
Jednocześnie lekarze stwierdzili, że nowotwór powiększył się i zajął kręgosłup. Nic już nie dało się zrobić. Dwa tygodnie później Jenni zmarła.
Jej ostatnim życzeniem było, aby dziecko położono obok niej. i choć rak odebrał jej oczy, dziewczyna w ostatnich słowach stwierdziła: „W pewnym sensie mogę je zobaczyć”.
Mały Chad Michael będzie wychoywany przez swego ojca, 19-letniego Nathana Wittmana, którego wspomagać będą dziadkowie maleństwa.
A matka Jenni nosi teraz tatuaż z imieniem córki i oraz skrótem; „John 15:13”. To oznaczenie biblijnego wersetu, który mówi: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy kto życie oddaje za przyjaciół swoich“.
Zdjęcia Jenni i jej dziecka zobaczysz TU.
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.