Erem Srebrnej Góry wynurza się z mgły. Jest rzeczywiście srebrny, skąpany w wiosennej rosie. Zimno. Mamy kompletnie przemoczone buty. Przyjeżdżamy na krakowskie Bielany około 9.00. Wcześnie, ale dla braci kamedułów to już połowa dnia. Wstali o 3.30.
Dźwięk dzwonu zgromadził ich wszystkich w ciemnym, zimnym kościele. Odmawiali Liturgię Godzin spokojnie, monotonnie sącząc słowa psalmów. Nikt się nie spieszył. O bladym świcie rozeszli się, by w swych celach studiować Słowo Boże.
Brat Jan ratuje winniczka
Dzwonimy na furtę. Zza masywnych drzwi wychyla się uśmiechnięta brodata twarz. Brat Jan wpuszcza nas do środka. Kobiety nie mają tu wstępu. Na Bielany mogą wejść jedynie dwanaście razy w ciągu roku. Zatrzaskują się drzwi. Za nami świat laptopów, komórek i alarmów samochodowych. Za kilka godzin Liverpool zagra w Lidze Mistrzów z Chelsea. Na drzewie skacze wesoło wiewiórka. Cisza.
– O, tu, na trawie, niedawno buszowały jeże. Wyciągały chyba jakieś dżdżownice, bo pozostały tylko dziurki w ziemi – zakonnik w białym habicie odgarnia trawę. Zza chmur wyłaniają się góry. Niedawno świetnie widać było stąd Tatry. – Były na wyciągnięcie dłoni – uśmiecha się brat Jan. Jest w eremie od niedawna. Mieszkał nad augustowskimi jeziorami, długo szukał samotni, gdzie mógłby usłyszeć oddech Boga. O kamedułach dowiedział się kiedyś z... „Gościa Niedzielnego”. Mnich prowadzi nas do kolorowego ogródka. Schyla się i delikatnie, z namaszczeniem, chwyta pełzającego po drodze winniczka. Odkłada go na bok, chroniąc przed rozdeptaniem.
Wokół wrą prace remontowe. Wapienny mur chwieje się, cudem opierając się na drewnianej desce. Może runąć w każdej chwili. Podobnie jak stropy wielu kamedulskich cel. Wszechobecny zapach pleśni. Wilgoć wdziera się do zabytkowych, XVII-wiecznych domków i kaplic. Jeśli nie zostaną odremontowane, runą.
Ojca Benedykta spotykamy w ogrodzie, gdy dzielnie wbija łopatę w mokrą ziemię. Przychodzimy w czasie pracy fizycznej mnichów. Każdy wykonuje ją w samotności. Nie słychać gwaru rozmów. Nawet posiłki bracia jedzą oddzielnie w swych izdebkach. Nie spożywają mięsa, a w piątki i w czasie 40- -dniowych postów rezygnują także z nabiału i jaj. Razem spotykają się tylko na modlitwie brewiarzowej, Różańcu i Mszy świętej. – Samotność to nasze podstawowe powołanie – wyjaśnia o. Benedykt.
Bracia rozmawiają rzadko i jedynie wtedy, gdy jest to niezbędnie konieczne. „Cisza, podobnie jak promień słońca, oświeci cię w Bogu” – przekonywał w VII wieku pustelnik Izaak z Niniwy. Huk samolotu rozdziera niebo. Maszyna ląduje na pobliskich Balicach, zakłócając ciszę pustelni. Głośno śpiewają ptaki. Winniczki niemrawo suną przez ogródek. Pan przemawia w delikatnym powiewie wiatru. Bracia szepczą coś cichutko na uboczu. – Tu nie sposób się nudzić. Jest nas niewielu, a dzień jest tak zaplanowany, żeby czas dnia i nocy wydawał się zbyt krótki, by nadążyć z zaplanowanymi pracami – opowiadają pustelnicy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.