Erem Srebrnej Góry wynurza się z mgły. Jest rzeczywiście srebrny, skąpany w wiosennej rosie. Zimno. Mamy kompletnie przemoczone buty. Przyjeżdżamy na krakowskie Bielany około 9.00. Wcześnie, ale dla braci kamedułów to już połowa dnia. Wstali o 3.30.
Nie śpimy w trumnach
Erem z kościołem pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP został ufundowany przez Mikołaja Wolskiego, marszałka nadwornego koronnego w 1604 roku. Dziś mieszka w nim kilkunastu kamedułów – mnichów o najsurowszej regule w Polsce. Bielany są jednym z dziewięciu takich klasztorów na świecie. Mnisi żyją odizolowani i pewnie dlatego wokół ich życia narosło wiele legend.
– Nie, nie pozdrawiamy się zawołaniem Memento mori i nie śpimy w trumnach – uśmiechają się pustelnicy. – My nawet po śmierci w nich nie leżymy! – ojciec Benedykt pokazuje nam nisze, gdzie spoczywają zmarli bracia. Zgodnie z tradycją, ich ciała ubrane w biały kamedulski habit wkłada się na desce do katakumb i zamurowuje. Odczytujemy imiona zakonne braci, wiek i liczbę lat spędzonych w zakonie. Ojciec Benedykt opiera się o ścianę. To niesamowity widok, widać ciągłość modlitwy. Bracia sprzed dwustu lat i ten żywy, rudowłosy zakonnik należą do jednej rodziny.
Czy odmówimy z braćmi Różaniec? Jasne! Siadamy w masywnych stallach, ale ciężko włączyć się nam w rytm modlitwy. Zdrowaśki wypowiadane są bardzo, bardzo wolno, monotonnie, bez pośpiechu. Jeden dzień u Boga jest jak tysiąc lat…Wiosna w pełni, ale w chłodnym kościele z ust wydobywa się para. Od kilkuset lat wre tu nieustanna modlitwa. „Kameduli są naszym piorunochronem” – zawołał kiedyś metropolita krakowski Karol Wojtyła. „My u Boga wypraszamy nieustannie łaski dla świata” – dopowiada przeor, ojciec Maksymilian Kozłowski.
Mnich rozmawia z lisem
Wychodzimy z kościoła. Oślepia nas kwietniowe słońce. Oglądamy budynki, które wymagają renowacji. Wokół gruz, porozrzucane deski. – A tu stałem spokojnie i czekałem aż podejdzie. Obok mnie w kompoście buszowały dwa jeże, a ten lis skradał się powoli – ojcu Benedyktowi błyszczą się oczy. – Lis zauważył jeże, przystanął, nieufnie spojrzał, ale później też zaczął wyjadać resztki pokarmu. Zacząłem do zwierząt przemawiać łagodnym głosem, tak by ich nie spłoszyć. Przyzwyczaiły się do mnie, stały obok i zajadały. A ten lis, to nasz lis „klauzurowy”. Urodził się chyba na terenie eremu. Ostatnio go jednak nie widziałem. Chyba płoszą go koparki.
Wracamy. O 18.30 mnisi ostatni raz zejdą się na wspólne modlitwy w kościele: najpierw nieszpory, potem Litania loretańska. Ostatnią modlitwą jest kompleta, modlitwa za zmarłych i Różaniec. Koło 20.00 w milczeniu rozejdą się do swoich cel, by oddać się indywidualnym modlitwom i przygotowaniu na spoczynek. Czynią tak od czasu, gdy ich założyciel św. Romuald w 1025 roku schronił się na pustelni w puszczy Casentino. Miał ogromną charyzmę. Św. Piotr Damian opowiada, że czcigodny starzec przebiegał z pasją góry i dzikie lasy w poszukiwaniu odpowiednich miejsc, gdzie mógłby ulokować uczniów, którzy gromadzili się tam, gdzie on się zaledwie pojawiał.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.