Pierwszy kandydat na diakona stałego z archidiecezji warszawskiej.
Z Bogdanem Sadowskim, zastępcą kierownika Redakcji Programów Katolickich TVP, rozmawia Joanna Jureczko-Wilk
Joanna Jureczko-Wilk: Kiedy po raz pierwszy pomyślał Pan o diakonacie stałym?
Bogdan Sadowski: – Ponad dwadzieścia pięć lat temu. Studiowałem wtedy na ATK i na wykładzie dowiedziałem się, że Sobór Watykański II przywrócił diakonat stały. Wtedy to była teoria, abstrakcja, ale czułem, że odnalazłbym się w tym. Napisałem nawet list do Prymasa Polski kard. Józefa Glempa, że gdyby w Polsce pojawiła się możliwość diakonatu stałego – jestem na nią gotowy. Ja zawsze byłem przy ołtarzu: jako ministrant, lektor, nadzwyczajny szafarz Komunii Świętej. Każda możliwość głębszego zaangażowania się jest dla mnie czymś oczywistym.
- Nie chciał Pan zostać księdzem?
– Myślałem o kapłaństwie bardzo intensywnie, ale się na nie nie zdecydowałem. Myślę, że wybierając małżeństwo i rodzinę, postąpiłem zgodnie z wolą Bożą. Odnalazłem swoje powołanie i uważam się za człowieka szczęśliwego.
- Czy praca w Redakcji Programów Katolickich, obsługa dziennikarska najważniejszych wydarzeń kościelnych, nie tylko w Polsce, to dla Pana za małe zaangażowanie?
– Nie chodzi o większe zaangażowanie, tylko o głębsze. Diakon wstępuje w stan duchowny. Każdy sakrament niesie łaskę i jeśli otwiera się nowa możliwość dostępu do niej, nie waham się z niej skorzystać.
- Diakonat stały bardzo powoli przebija się do świadomości polskich katolików, podobnie zresztą jak do niedawna obecność nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej.
– Wszelkie zamiany w Kościele dzieją się powoli, i to dobrze. Nadzwyczajni szafarze Komunii Świętej sprawdzili się w parafiach, szczególnie w opiece nad osobami chorymi. Diakoni byliby równocześnie szafarzami zwyczajnymi, działającymi nie tylko w wyjątkowych sytuacjach.
- W czasie dyskusji o wprowadzeniu diakonatu stałego w Polsce pojawiły się głosy, że nie jest on potrzebny, bo mamy wystarczająco dużo kapłanów.
– Diakon nie ma zastępować kapłana, ale mu pomagać! Diakoni nie są powołani do kapłaństwa, nie mogą odprawiać Mszy świętej ani spowiadać. Mają służyć. Ich pomoc w parafii się przyda. Często się zdarza, że ksiądz nie ma czasu na dłuższe siedzenie w konfesjonale, czy odprawienie dodatkowych Mszy świętych, bo jak omnibus: katechizuje, opiekuje się grupami modlitewnymi, buduje kościół, załatwia, organizuje, nadzoruje… W wielu sprawach mogliby odciążyć go diakoni.