Mąż - ojciec - duchowny

Joanna Jureczko-Wilk (tekst pochodzi z Warszawskiego Gościa Niedzielnego 45/2005)

publikacja 13.05.2006 18:55

Pierwszy kandydat na diakona stałego z archidiecezji warszawskiej.

Mąż - ojciec - duchowny Bogdan Sadowski

Z Bogdanem Sadowskim, zastępcą kierownika Redakcji Programów Katolickich TVP, rozmawia Joanna Jureczko-Wilk

Joanna Jureczko-Wilk: Kiedy po raz pierwszy pomyślał Pan o diakonacie stałym?


Bogdan Sadowski: – Ponad dwadzieścia pięć lat temu. Studiowałem wtedy na ATK i na wykładzie dowiedziałem się, że Sobór Watykański II przywrócił diakonat stały. Wtedy to była teoria, abstrakcja, ale czułem, że odnalazłbym się w tym. Napisałem nawet list do Prymasa Polski kard. Józefa Glempa, że gdyby w Polsce pojawiła się możliwość diakonatu stałego – jestem na nią gotowy. Ja zawsze byłem przy ołtarzu: jako ministrant, lektor, nadzwyczajny szafarz Komunii Świętej. Każda możliwość głębszego zaangażowania się jest dla mnie czymś oczywistym.

- Nie chciał Pan zostać księdzem?

– Myślałem o kapłaństwie bardzo intensywnie, ale się na nie nie zdecydowałem. Myślę, że wybierając małżeństwo i rodzinę, postąpiłem zgodnie z wolą Bożą. Odnalazłem swoje powołanie i uważam się za człowieka szczęśliwego.

- Czy praca w Redakcji Programów Katolickich, obsługa dziennikarska najważniejszych wydarzeń kościelnych, nie tylko w Polsce, to dla Pana za małe zaangażowanie?

– Nie chodzi o większe zaangażowanie, tylko o głębsze. Diakon wstępuje w stan duchowny. Każdy sakrament niesie łaskę i jeśli otwiera się nowa możliwość dostępu do niej, nie waham się z niej skorzystać.

- Diakonat stały bardzo powoli przebija się do świadomości polskich katolików, podobnie zresztą jak do niedawna obecność nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej.

– Wszelkie zamiany w Kościele dzieją się powoli, i to dobrze. Nadzwyczajni szafarze Komunii Świętej sprawdzili się w parafiach, szczególnie w opiece nad osobami chorymi. Diakoni byliby równocześnie szafarzami zwyczajnymi, działającymi nie tylko w wyjątkowych sytuacjach.

- W czasie dyskusji o wprowadzeniu diakonatu stałego w Polsce pojawiły się głosy, że nie jest on potrzebny, bo mamy wystarczająco dużo kapłanów.

– Diakon nie ma zastępować kapłana, ale mu pomagać! Diakoni nie są powołani do kapłaństwa, nie mogą odprawiać Mszy świętej ani spowiadać. Mają służyć. Ich pomoc w parafii się przyda. Często się zdarza, że ksiądz nie ma czasu na dłuższe siedzenie w konfesjonale, czy odprawienie dodatkowych Mszy świętych, bo jak omnibus: katechizuje, opiekuje się grupami modlitewnymi, buduje kościół, załatwia, organizuje, nadzoruje… W wielu sprawach mogliby odciążyć go diakoni. - Pojawiły się też obawy, że diakonat może być traktowany jako „kapłaństwo na skróty” i w efekcie spowodować spadek powołań.

– To nieporozumienie budzi trochę niechęci do diakonatu stałego. Jednak inne jest powołanie kapłana, inne diakona. Jeśli ktoś myśli o diakonacie jako „łatwiejszym kapłaństwie”, to świadczy o tym, że nie rozumie istoty ani jednego, ani drugiego.

- Jak tę służbę, jako diakona, pogodzi Pan z życiem małżeńskim, rodzinnym?

– Myślę, że bardzo cenną wartością diakonatu stałego jest świadectwo życia rodzinnego. Dzisiaj mamy takie dziwne czasy, że z moim 26-letnim stażem małżeńskim czasami czuję się tak, jakby to było coś nietypowego, jakbym miał się tłumaczyć, dlaczego jestem wciąż z tą samą żoną. Takie dodatkowe świadectwo może przynieść dobry skutek. Diakon stały może być pomostem między świeckimi i duchownymi. Mogą zdarzyć się sytuacje, że osobom z problemami rodzinnymi łatwiej będzie rozmawiać o nich z diakonem o długim stażu małżeńskim niż z księdzem. Nie uważam się za znawcę, ale mogę opowiedzieć o tym, jak ja przeżywałem różne sytuacje małżeńskie.

- Jak bliscy, przyjaciele zareagowali na Pana decyzję?

– Żona wie, że to było moje marzenie, więc kiedy nadeszła pisemna zgoda Księdza Prymasa na rozpoczęcie kursu, pogratulowała mi. Dwaj dorośli synowie także. Znajomi życzliwie się przyglądają, już kilkoro pytało o szczegóły. Oczywiście żona musi wcześniej wyrazić zgodę na kandydowanie. W programie przygotowania do święceń są przewidziane spotkania diakonów wraz z rodzinami.

- Na czym polegają te przygotowania?

– Raz w miesiącu w Ośrodku Formacji Diakonów Stałych Diecezji Toruńskiej wspólnie staramy się szukać miejsc zaangażowań, dzielimy się doświadczeniami – a różnimy się wiekowo i zawodowo… Staramy się uzupełnić braki wykształcenia teologicznego. Mamy też wykłady praktyczne: śpiew, liturgia…

- Jak za trzy lata, po święceniach, zmieni się Pana życie?

– Jestem gotów na zmiany, bo obowiązywać mnie będzie posłuszeństwo biskupowi, ale może zmiany radykalne wcale nie będą konieczne. Muszę pracować i utrzymać rodzinę. Praca w telewizji, przy programach katolickich, jest moim zaangażowaniem, a święcenia diakonatu udzielane są dla wzmocnienia tego, co już się dokonuje. Do tej pory często współprowadziłem rekolekcje, kiedyś nawet zastępowałem księdza na katechezie, uczestniczyłem w prowadzeniu kursów przedmałżeńskich… Jeśli jest jakaś potrzeba, mój proboszcz z parafii św. Marii Magdaleny w Magdalence wie, że może na mnie (jak i na wielu innych z naszej parafii) liczyć. Myślę, że podstawową różnicą po święceniach – jeśli ich doczekam – będzie łaska sakramentalna, która im towarzyszy. Będę po prostu przekazywał to, co dostaję. To też zmniejsza naturalną skłonność człowieka do egoizmu, chęć zasłużenia się, przypodobania Bogu.

________________
Bogdan Sadowski
Lat 49; ukończył technikum budowy dróg i mostów kołowych oraz historię sztuki kościelnej na Wydziale Teologicznym ówczesnej Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Był pierwszym koordynatorem regionu warszawskiego Odnowy w Duchu Świętym; dziennikarz; od 1993 roku pracuje w Redakcji Programów Katolickich TVP 1.