Jutro narodowe święto. Jakoś jednak to świętowanie…
Kiedy mówię „Veselé Vánoce” spotkanemu na rynku panu Leonowi, kręcą się mu łzy w oczach, bo Vánoce nie będą już dla niego takie wesołe, odkąd zmarła żona. - Ale pan farář z Polska jest bardzo dobry człowiek - mówi.
Nasza odpowiedź musi być prosta: współczucie w działaniu, prawda wypowiadana z łagodnością i nieustanne dążenie do pokoju.
Niedawno minęło ćwierć wieku od śmierci założyciela i duchowego ojca Ruchu Światło–Życie. Błogosławiony kapłan nadal czuwa nad swoimi oazowymi dziećmi.
– To nie jest praktyczna nauka fotografowania czy filmowania – zaznacza ks. prałat Edmund Skalski, przewodniczący Komisji Liturgicznej Archidiecezji Gdańskiej. – To spotkanie formacyjne ludzi, którzy pragną służyć w Kościele jako dokumentaliści wydarzeń.
Przygnieceni tragicznymi doświadczeniami zamiast popaść w czarną rozpacz odkrywali szczęście. Ona, wkrótce może zostać świętą. On, synka, za którego oddała życie uczy teraz czym jest prawdziwa miłość.
Żeby poznać bliżej i zrozumieć bł. Karolinę, trzeba pooddychać miejscowym powietrzem, dotknąć ziemi, po której stąpała.
Jeśli my się nie damy podzielić, nie będzie podziału. To nie jest wezwanie do tych, którzy dzielą. To jest wezwanie do wszystkich, którzy czują się dzieleni.
Nasz naród jak lawa. Tylko państwo ledwo zipie.
Spotkałem ostatnio ojca pewnego gdańskiego kapłana – proboszcza. Siedział przed plebanią swego syna. W ręku trzymał różaniec.
Średniowiecze było ciemne – każdy o tym wie, prawda? Trudno więc przekonać, że żyjący w XIII w. św. Albert Wielki naprawdę był wielki.