Decyzja o rezygnacji Benedykta XVI chyba wszystkich zaskoczyła. Gdy spojrzeć na nią, dziś, z jeszcze bardzo wąskiej perspektywy, wydaje się błogosławiona.
Papież wznoszący się ponad cierpienie, w ostatnim geście, słowie, spotkaniu, próbujący i nas dźwignąć ponad…
Wakat na Stolicy Piotrowej i zbliżające się konklawe będą sprawdzianem naszego zaufania do Boga. Jak wykorzystamy to oczekiwanie?
Odkąd sięgam pamięcią, coroczne pielgrzymowanie do Piekar Śląskich na męską pielgrzymkę w ostatnią niedzielę maja kojarzy mi się nieodłącznie, wśród kilku innych stałych tematów, z wezwaniem „Niedziela Boża i nasza”.
Wniosek medialny jest jeden: papież uciekł przed szatanem w Kurii Rzymskiej. Wszyscy są unurzani. Tyle, że nie ma to żadnego odbicia w rzeczywistości.
Nie trzeba ani przedszkolnej katechezy, ani księdza czy zakonnicy, by zaszczepić w dziecku początki modlitwy, wiary, religijnego obyczaju.
Sprzeciwiać się. No dobrze. Ale po co? By moje było na wierzchu czy po to, żeby zwyciężył Chrystus?
Jednym ze sposobów na „ominięcie” postu było spożywanie mięsa z bobra. Bo… z wody.
Naprawdę, uśmiałem się po pachy, czytając śmiertelnie poważną polemikę katolickiego publicysty z mało poważnym wpisem na blogu katolickiego księdza.
Perspektywa powrotu do etapu „małej trzódki” w wymiarze poszczególnych Kościołów partykularnych wydaje się realna, choć nie nieunikniona. Ale może też dla części katolików okazać się mocną pokusą.