W odpowiedzi na tekst Andrzeja Grajewskiego „Reporter i świadek” (GN nr 28) - list Jerzego Mączki i odpowiedź ks. Stanisława Filipka.
W 1995 r., przed wylotem z Rwandy na stałe, postanowiłem na wszelki wypadek przekazać komplet zdjęć z masakry na Gikondo ks. Filipkowi, aby w razie konieczności:
– były dla nowej władzy dowodem przyzwoitej postawy pallotynów w czasie tragicznych wydarzeń,
– stanowiły oryginalny materiał do udokumentowania zdarzeń na wypadek oficjalnego śledztwa w tej sprawie lub tez na potrzeby kroniki polskiej misji pallotyńskiej na Gikondo.
W 2004 r. okazało sie, ze niestety ks. Filipek bardziej zadbał o kreowanie własnego wizerunku w mnożących się publikacjach o tragedii w Rwandzie, w których jako ich autor eksponował swoja role (…). Nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby nie robił tego kosztem zniekształcania faktów, wydziedziczania mnie z praw autorskich do wykonanych przeze mnie zdjęć, posługiwania się nimi w publikacjach kościelnych i Internecie bez mojej zgody. (…)
Odpowiedz ks. Filipka
Nie zaskakuje mnie reakcja pana Mączki. (…) Żeby odeprzeć zarzut konfabulacji, który mi stawia, chce tylko powiedzieć, ze inni świadkowie mogą potwierdzić, kto konfabuluje. Na Gikondo (…) 9 kwietnia 1994 (…) kiedy rozpoczęła się obława wojskowa, nie czekałem z aparatem fotograficznym, żeby robić zdjęcia i za 15 lat je pokazywać, ale mimo strachu pobiegłem do ludzi, aby z nimi być. Wydawało nam się, ze dopóki wojsko jest w pobliżu, jesteśmy bezpieczni. Wojsko jednak wycofało się, zostawiając nas na pastwę „Interahamwe”. Nieraz zastanawiałem się, czemu pan Maczka, doświadczony oficer, nie przyszedł w mundurze ONZ wesprzeć nas i bronić ludzi.
Wydaje mi się, ze w reakcji pana Mączki jest sporo oczekiwania na wdzięczność. Może nie znam wszystkich zasług pana Mączki związanych z nasza ewakuacja (…). Za dobro, które nam uczynił, należy mu się podziękowanie.
(…) 13 kwietnia staliśmy się celem ataku. Od samego rana „Interahamwe” wielokrotnie rozpoczynało szturm na nasz dom drukarni Pallotti-Presse, gdzie chroniliśmy się. Tłukli szyby, rabowali samochody, zadali pieniędzy, grozili, ze wrzuca granaty... Na szczęście telefon funkcjonował do końca naszej ewakuacji. Wydzwanialiśmy, gdzie tylko było możliwe: Polska, Francja, Belgia, Burundi. (…). Komandosi belgijscy przybyli na Gikondo po godzinie 13:00. Przetransportowali nas do szkoły francuskiej. Tam była przygotowywana ewakuacja na lotnisko do Kigali, a stamtąd samolotem do Nairobi. (…)
Pan Maczka pisze: „po wyzwoleniu Kigali (...) zdecydowałem się ponownie zamieszkać u pallotynów, na Gikondo, aby ograniczyć do minimum efekty plądrowania pomieszczeń przez miejscowa ludność”.
Wyrażam ponownie nasza wdzięczność. Chce jednak dorzucić, ze dotarłem ponownie na Gikondo już 16 lipca .1994 roku, 3 dni przed oficjalnym ogłoszeniem wyzwolenia Kigali. Praktycznie ostały się tylko mury budynków i ciężki sprzęt drukarni. Udało mi się spotkać naszego pracownika z drukarni, Bernarda. To jemu zleciłem troskę o nasza posiadłość i dałem mu potrzebne środki. Od tego momentu w ciągu miesiąca ponownie zainstalowała się ekipa pallottynów na Gikondo. Na pewno korzystaliśmy z pomocy wielu, a wiec i pana Mączki.
Pan Maczka pisze: „nigdy nie byliśmy wyrzuceni z domu pallotyńskiego”. Może zapomniał, ze byłem zmuszony zmienić zamek i nie mógł już wejść do mieszkania. Powodów nie potrzebuje publikować. Miało to miejsce miedzy październikiem a grudniem 1994 roku. Świadkiem jest pan Marek Kejna ze służb ONZ, który dalej, nawet po podwyższeniu czynszu, mieszkał u nas.
Trudno mi się rozwodzić nad poruszonym zagadnieniem zdjęć. W Rwandzie, gdy się chce zrobić komuś zdjęcie, grzeczność wymaga, aby się zapytać, czy można. Pan Maczka nigdy nie pytał mnie o zgodę, ani ja nie prosiłem go o robienie mi zdjęć. Jeśli teraz, po 17 latach, ktoś robi z tego problem, to rodzi się pytanie o prawdziwe intencje, które mu przyświecały przy robieniu zdjęć w momencie tak strasznej tragedii. Pamiętam, ze pan Maczka przekazał mi kiedyś jakieś zdjęcia. Osobiście nie zajmowałem się zbieraniem zdjęć, tym bardziej jako dokumentów dla osobistej obrony. Nigdy nie myślałem o takiej potrzebie. (…) Przypisywanie mi zarzutu „kreowania własnego wizerunku”, „zniekształcania faktów, wydziedziczania... z praw autorskich” jest czystym fałszem i moralnym nadużyciem.
Gdy czytam te wszystkie oskarżenia i posadzenia pod moim i pallottynów adresem, to rodzi się wątpliwość, czy czasem pan Maczka nie jest chory na niezaspokojone potrzeby dowartościowania. (…)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).