Kompanioni po przejściach

To nie jest schronisko dla bezdomnych, lecz miejsce, gdzie ludzie pomagają sobie i innym. Nie są niepoprawnymi optymistami, bo rzeczywistość jest tu często szara i skrzecząca, ale z nadzieją patrzą w przyszłość.

Reklama

Niektórzy szybko odchodzą ze wspólnoty, bo trzeba zapracować, by mieć co jeść i gdzie mieszkać. Inni zostają, bo chcą zmienić swoje życie – mówi Aleksander, który we wspólnocie jest 1,5 roku. – Człowiek, który w Emaus spędził 3 lata, powiedział mi, że jeśli chcę pracować, mogę się tu przydać. Jestem elektronikiem, więc zajęcie znalazłem w warsztacie elektronicznym. Ten odkurzacz ktoś chciał już wyrzucić, a ja go naprawiłem – dodaje, oprowadzając nas po niezwykłym kiermaszu.

Szafa z tundry

Niezwykłym, bo można tu odpocząć przy kawie, znaleźć zarówno książki (nawet białe kruki), kasety VHS, ubrania, telewizory, pralki, oryginalne zastawy stołowe, jak i przedwojenne pianino. Są też meble z młodopolskimi emblematami oraz takie, które przed wojną zdobiły mieszkania zamożnych rodzin. Dziś też mogą zdobić i to za bardzo niską cenę. Jest i perełka, czyli szafa z rzadko spotykanej sosny syberyjskiej, pachnąca jeszcze bezkresną uralską tundrą. Większość rzeczy podarowali mieszkańcy Krakowa. Niektóre przyjechały z innych wspólnot, np. z Niemiec albo Francji.

– Te rzeczy stały się dla właścicieli bezwartościowe, a w naszych warsztatach odzyskują dawny blask. Jeśli ktoś chce nam pomóc i ma coś zbędnego, wystarczy zadzwonić, a my – własnym transportem – odbierzemy to. Wszystkie przedmioty trafią na kiermasz wspólnoty. Sprzedajemy je czasem za symboliczną złotówkę, a czasem za tysiąc złotówek (np. meble). Drobne rzeczy można przynosić osobiście – mówi Grzegorz Hajduk, szef krakowskiej Wspólnoty Emaus, prowadzonej przez Nowosądeckie Towarzystwo Pomocy im. Świętego Brata Alberta.

Pomysłodawcą Ruchu Emaus, założonego pod Paryżem w 1949 r., był zmarły w 2007 r. francuski kapucyn l’Abbé Pierre. Obecnie na całym świecie istnieje ponad 400 wspólnot działających według idei o. Piotra. Do Polski wspólnota kompanionów przywędrowała w 1995 r., a do Krakowa – w 2003 r. – Po konkurencyjnych cenach organizujemy też przeprowadzki i zawozimy zużyty sprzęt do nowo otwartej lamusowni – dodaje kompanion Piotr, Słowak, który do Polski przyjechał z Włoch.

Nic do ręki

Wspólnotę tworzy obecnie 8 mężczyzn po przejściach. Przyszli, bo chcą skończyć z bezdomnością, bezrobociem, uwolnić się od nałogów i zacząć nowy rozdział życia. – Nie mamy psychologów ani terapeutów, a jeśli ktoś potrzebuje takiej pomocy, sam musi się o nią zatroszczyć. Wspólnota nie jest zamkniętym ośrodkiem, w którym wszystko jest podane do ręki i z którego nie opłaca się wyjść. U nas terapią jest praca na kiermaszu. Drugi warunek to całkowita abstynencja. Chcemy, aby kompanioni byli zaradni, a bycie we wspólnocie nie ma być celem na resztę życia (choć może być dla starszych panów). Ma być drogą do życia w społeczeństwie, lecz nikogo nie wypychamy stąd na siłę. Wyjście musi być dobrze przemyślaną decyzją – podkreśla G. Hajduk.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama