To nie jest schronisko dla bezdomnych, lecz miejsce, gdzie ludzie pomagają sobie i innym. Nie są niepoprawnymi optymistami, bo rzeczywistość jest tu często szara i skrzecząca, ale z nadzieją patrzą w przyszłość.
Jan, zwany „Kucharzem”, we wspólnocie mieszka już 4,5 roku. Przez alkohol stracił wszystko. W Emaus postanowił odbić się od dna, odnalazł swoją pasję (z korka potrafi wyczarować prawdziwe cudeńka), a teraz robi kurs barmana i kelnera. Być może dzięki temu niebawem opuści Emaus (bo trzeba jakoś zarobić na emeryturę), choć nie wyklucza też zamieszkania w domu, który powstaje przy ul. Czeczeńskiej 25, pomiędzy Branicami, Przylaskiem Rusieckim i Kościelnikami.
Dom marzeń
Wszystkie wspólnoty utrzymują się z kiermaszów. Zyski pozwalają nie tylko pokryć bieżące wydatki, ale także dzielić się z potrzebującymi. Ojciec Piotr uczył przecież, że nikt nie jest tak biedny, by nie mógł pomóc innym, a podnosząc się z upadku, warto dać komuś odrobinę dobra. Za własne oszczędności 4 lata temu wspólnota kupiła działkę, na której w marcu ruszyła budowa domu. Do końca tego roku ma on być gotowy w stanie surowym, a jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w 2012 r. zamieszka w nim ok. 15 kompanionów. Wcześniej zajmą się wykończeniem budynku, bo łatwiej dbać o to, co się samemu zrobiło. Obok domu powstaną dwa warsztaty – stolarski oraz sprzętu RTV i AGD. Całość inwestycji wyniesie ok. 2 mln zł.
– Finansujemy część budowy, ale wsparcie dostaliśmy też od Emaus International, czyli z funduszy wypracowanych przez bezdomnych z innych wspólnot. Nie dostajemy żadnych dotacji czy grantów – mówi G. Hajduk. – Nie jesteśmy niepoprawnymi optymistami, bo rzeczywistość jest tu często szara i skrzecząca. Wspólnota nie jest rodziną (choć w głębi serca każdego kompaniona drzemie marzenie o domu i kochających bliskich), ale jest dla nich szansą na lepsze jutro. Gdyby nie byli u nas, mieszkaliby na ulicy – dodaje.
– Kiedyś planowałem przyszłość, teraz już nic nie planuję, bo życie lubi zmieniać plany. Byłem na obczyźnie (w USA), wróciłem do ojczyzny. Teraz czekam na ten dom... – mówi pan Józef, który w Emaus pracuje jako stróż na budowie. Towarzystwa dotrzymuje mu wierny i wdzięczny (bo przygarnięty ze schroniska) pies Amor.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.