Dyplomacja i dialog mogą prowadzić tylko do pokoju i to sprawiedliwego pokoju – powiedział 18 sierpnia, po zakończeniu swej podróży na Ukrainę arcybiskup Kolonii, kard. Rainer Maria Woelki. Udzielił on wywiadu rozgłośni archidiecezji kolońskiej DOMRADIO.DE .
DOMRADIO.DE: Podróż na Ukrainę to w dzisiejszych czasach to coś wyjątkowego. Jak ona wyglądała? Jak Ksiądz Kardynał postrzega na przykład bezpieczeństwo na miejscu?
Kardynał Rainer Maria Woelki: Sytuacja pod kątem bezpieczeństwa była bardzo zróżnicowana. W Kijowie codziennie mieliśmy wiele alarmów rakietowych. Zabawne było to, że wielu ludzi najwyraźniej tak przyzwyczaiło się do sytuacji, że po prostu zajmowali się nadal swoimi sprawami.
Z drugiej strony, wśród ludności istnieje również duże zaufanie do systemu Patriot, który ma chronić przede wszystkim Kijów. Istnieją wymogi, zgodnie z którymi dzieci i młodzież muszą udać się do schronów, skoro tylko włączy się alarm. Podczas niektórych naszych spotkań byliśmy z dziećmi i młodzieżą i musieliśmy udać się z nimi do schronu, gdy włączył się alarm lotniczy. Doświadczenia były więc bardzo ambiwalentne.
Nawet kiedy jechaliśmy nocnym pociągiem z Kijowa do Lwowa, nasz pociąg został poniekąd wypchnięty ze stacji z powodu alarmu przeciwlotniczego. Ale nie odczuwałem wielkiego zagrożenia. Obecność tam była ważna. Ważniejsze od ewentualnego zagrożenia dla mnie samego było spotkanie z ludźmi i danie im znaku nadziei i otuchy.
- Odbył Ksiądz Kardynał wiele rozmów z różnymi osobami na Ukrainie. Jakie wrażenie wywarli na Eminencji ci ludzie? Czy przeważa rezygnacja i rozpacz? A może jest też nadzieja?
- Oczywiście wielu ludzi jest zmęczonych. Większość z nich chce po prostu, żeby ta wojna się skończyła. Ale nie za wszelką cenę. Chcą wolności. Chcą niepodległości. Chcą suwerenności. I wciąż mówią nam, że byli uciskani przez całą swoją historię i że ta wolność jako narodu była im odbierana co jakiś czas,. i nie chcą już na to się godzić.
Dlatego wielu z nich jest gotowych oddać wszystko w imię tej wolności. Dla wielu oznacza to poświęcenie swego życia. A szokujące jest to, że osoby na tyłach, naturalnie ogromnie cierpią, a z drugiej strony oddają cześć poległym w sposób, który jest dla nas niewyobrażalny, z jaką czcią ich traktują i z jakim szacunkiem ich traktują, ponieważ naprawdę są dla nich bojownikami o wolność. I czczą ich doprawdy jako bohaterów.
Jest to coś, co jest nam bardzo obce, być może z powodu naszej własnej historii. Dla mnie osobiście jest to bardzo trudne, ale mogę jedynie okazywać wielki szacunek dla tych ludzi. Mają odwagę i nadzieję na przyszłość. I dlatego mówią, że to, co dali polegli, broniąc swym życiem wolności Ukrainy, nie może pójść na marne. Dlatego trzeba iść w przyszłość, ale tylko w wolności.
- Ksiądz Kardynał przybył z Zachodu. Jakie oczekiwania mają wobec Eminencji Ukraińcy? Co mówiły?
- Przede wszystkim oczywiście oczekują od nas solidarności, abyśmy o nich nie zapominali, abyśmy nie przyzwyczajali się do tej wojny, abyśmy nie reagowali jedynie emocjonalnym wzruszeniem, a potem powrócimy do normalnego życia.
Oczekują i mają nadzieję na wsparcie w procesie pokojowym. Przede wszystkim oczekują i mają nadzieję, że faktycznie będą mogli cieszyć się lub doświadczyć tych samych wolności, które my uważamy za oczywiste, że będą mogli żyć również w Unii Europejskiej, samostanowienia, suwerenności, pokoju i sprawiedliwości. Oczekują, że będziemy politycznie domagać się uwolnienia więźniów. Spotkałem wiele osób. Matki, które nie miały kontaktu ze swoimi dziećmi czy synem od półtora roku i płakały gorzko. Nie wiedzą, co mają powiedzieć. Nie wiedzą, czy umarł, czy też żyje. Każdego dnia trwają w niepewności. Czy on wciąż żyje? Czy tam jest? Czy jest ranny? A może zginął? Co się z nim stało gdzieś na froncie?
Ta niepewność niszczy ludzi. Oczekują od nas, że będziemy publicznie, także na arenie politycznej, domagali się przestrzegania konwencji genewskich i przyznania praw jeńcom. A przede wszystkim, aby ci, którzy zostali, dowiedzieli się, co się z nimi stało.
- Z drugiej strony, prawdopodobnie domagają się również, abyśmy wspierali ich w wojnie. Co Ksiądz Kardynał sądzi o takim żądaniu? A może w ogóle nie zostało ono Eminencji postawione?
- Nikt nie prosił mnie o dostarczenie broni. Nie byłem tam jako polityk. To nie jest moja praca. Byłem jako biskup i mogę jedynie dać ludziom duchowe pocieszenie, pocieszenie oparte na wierze i dać im nadzieję.
Niezależnie od tego, muszę oczywiście powiedzieć i uznać, że większość ludzi jest przekonana, że nie ma alternatywy dla takiej walki, której doświadczają jako walki o wolność. I musi to być całkiem jasne: jest to agresywna wojna przeciwko Ukrainie z pogwałceniem prawa międzynarodowego. I niezależnie od tego, co wydarzyło się i mogło się wydarzyć wcześniej, to państwo, a jest nim państwo rosyjskie, najechało inne suwerenne państwo z naruszeniem prawa międzynarodowego.
Osobiście jestem przekonany, że broń ostatecznie nie tworzy pokoju. A jako człowiek wierzący i biskup jestem przekonany, że najsilniejszą bronią w tej bitwie jest modlitwa, ponieważ modlitwą możemy szturmować niebo, a tym samym Boga, który ma do dyspozycji inne możliwości niż ludzie.
Morderstwa i zabijanie muszą się skończyć. 300 do 400 zabitych każdego dnia to absurd. A tutejsi księża mówią, że tych poległych jest bardzo wielu. Dzień bez pogrzebu jest dla nich dniem świętowania. To musi się skończyć. Ostatecznie dyplomacja i dialog muszą prowadzić do pokoju i to sprawiedliwego pokoju, z uwzględnieniem praw należnych Ukrainie.
Rozmawiał Bernd Hamer, DOMRADIO. DE.
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.