Lech Janerka oczywiście w tytule. Przywoływany w pogodne dni, gdy po wieczornej Mszy św. odpoczywam, krążąc rowerem po okolicy.
Wartej odwiedzenia. Na terenie parafii jest siedem jezior i kilkaset hektarów lasów. Państwowych i prywatnych. Na granicy trzy rezerwaty. W jednym z nich obóz ornitologiczny. Przed chwilą przeczytałem informację. Są jeszcze wolne miejsca. Choć – ostrzegam – warunki pionierskie. Mimo to, jeśli ktoś jest miłośnikiem ptaków, warto. Błota Rakutowskie są miejscem lęgowania kilkudziesięciu gatunków ptaków. Rano budzi klangor żurawi. W okolicy dostrzec można bielika, po mokradłach krążą jelenie i łosie. Bywa lis węszy wokół namiotów w poszukiwaniu łatwego pokarmu. Na rzut beretem konik polski, żyjący w warunkach niemal naturalnych. Robiąc większe kółko otrzemy się o kolejny rezerwat. Olszyny bobrowe. Nazwa mówi sama za siebie. Zaś nieco dalej, w lesie – Jezioro Gościąż. Unikat w skali europejskiej. Żeby czytelnika nie rozpieszczać i sprowokować do poszukiwań, proszę wpisać do jednej z używanych wyszukiwarek. Znajdą się stosowne informacje.
Zatem korzystam. Z dobrej pogody i wracającego zdrowia. Tym bardziej, że w rowerowych wypadach nie tylko o walory przyrodnicze i zdrowie chodzi. Także o spotkania z ludźmi. Gromadka młodych zwalnia, na odległość krzycząc: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Znak, by nie minąć, zatrzymać się, porozmawiać. Dalej jakaś rodzina przy płocie, emeryci na ławeczce, przygodni wczasowicze (adoptowani na czas urlopów parafianie), w lesie harcerze. Owszem, można te dwadzieścia kilometrów przejechać w pół godziny. Wychodzi dwie i więcej.
Przed kilkoma dniami przysiadłem z emerytami na ławeczce. Miało być pięć minut, wyszło półtorej godziny. Gdy wróciłem do domu i zjadłem kolację, zajrzałem do wiadomości. Trochę przerażony zanurzyłem się w lekturze tekstu o Kościele zbiurokratyzowanym, patrzącym z góry, klerykalnym, zadufanym w sobie, marzącym o tytułach i godnościach, nie potrafiącym słuchać, coraz bardziej oddalającym się od wiernych, skazanym na wymarcie. Aż tak źle?
Nie mnie generalizować. Patrzę z perspektywy naszego dekanatu. Czterech z nas na sześciu duszpasterzuje tu od przeszło dwudziestu lat. Wrośliśmy w nasze parafie i wszystko wskazuje na to, że tu, nie gdzie indziej, doczekamy (albo i nie) księżowskiej emerytury. Od lat dzielimy z naszymi wiernymi ich radości i smutki. Wspieramy nie tylko w duchowych problemach. Spotykamy się w urzędach, sklepach, na rynku. Chociażby dlatego, że z wyjątkiem dziekana nikt nie ma gospodyni. Zatem bieżące zakupy robimy sami. Kolejna okazja, by porozmawiać, wysłuchać, budować więzi. A te są. Doświadczyłem tego w ubiegłym roku. Mimo iż przez dwa tygodnie nie sprawowałem Eucharystii w świątyni, każdego dnia gromadziła się w niej grupka wiernych (dorosłych, młodych i dzieci) na różańcu. Bynajmniej nie o zmianę proboszcza się modlili…
Biurokracja… W relacjach z parafianami ograniczona do minimum. Bardziej ciąży narzucona. Nie tylko przez kurie. Także przez inne urzędy. Umowy, wnioski, zaświadczenia, deklaracje podatkowe, projekty, książki kasowe, administracja cmentarza. Gdy tymczasem przygotowywano nas na duszpasterzy. Nie urzędników. Tym bardziej księgowych.
Zapatrzeni w godności… Kanoników mamy w dekanacie dwóch. Na odpustach i spowiedziach żadnego nie uwidzi w sutannie z fioletowymi obszywkami. Nie słyszałem też, by do któregoś mówiono „księże kanoniku”. U nas po staremu „proboszczu”. I nie jest to znakiem podkreślania godności, ale zażyłości, łączących więzi, relacji. W drugą stronę podobnie. Pisałem kiedyś o parafiance, oburzonej zwracaniem się do niej per pani. „Co to za ojciec, mówiący do swoich dzieci „pani”. Zatem z wyczuciem. Jak pisał Mickiewicz , by nie chybić „względu dla wieku, pochodzenia, urodzenia i urzędu”.
Aż tak źle? Nie sądzę. Rzeczpospolita parafialna, choć daleko jej do ideału, ma się dobrze. Antyklerykalizmu więcej jest w mediach, niż na co dzień. Raz tylko w ciągu ostatnich lat zdarzyło się, że samochód na obcych rejestracjach zwolnił i z okna posypało się kilka wyzwisk. Normalnie jest szacunek. W obydwie strony. Hejtu na parafialnym Facebooku nie ma. Choć mam świadomość, że są gdzieś miejsca, gdzie bywa różnie.
A przekonanych, że sięgamy dna, widzimy zbliżający się koniec, zapraszam na przejażdżkę rowerem. Bo „rower jest zawsze OK”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).