Dyskretnie, tak by nikt nie mógł złapać go za rękę. A jednak: On działa.
Z cyklu "Powtórka z katechezy"
Istnienie Boga i podstawowe prawdy o Nim można odkryć patrząc na Jego stworzenie. Bliżej można Go poznać dzięki temu, że się objawił w ludzkiej historii – czytamy o tym na kartach Biblii. Tam też znajdujemy bardzo mocny argument za Jego istnieniem: zmartwychwstanie Jezusa; ci, którzy widzieli pusty grób, a potem spotykali Żyjącego, jedli z Nim i pili, doświadczali Jego przedziwnej mocy w swoim życiu (np. potrafili uzdrawiać) za prawdę, że On żyje oddali swoje życie. O tym mowa była w dwóch poprzednich odcinkach cyklu. Dziś ostatni odcinek pierwszego tematu, dotyczącego poznania Boga. O dostrzeganiu Boga w swoim życiu i wokół siebie.
Przypomnijmy jednak na początku jeszcze raz to co najważniejsze: bez Chrystusa człowiek ma przerąbane. Życie kończy się śmiercią, a po nim nie ma już nic albo jest byle co. Tylko Jezus daje nam nadzieję życia w wiecznym szczęściu. Oczywiście ewangeliczny styl życia to wielka wartość sama w sobie. Gdyby tak żyli wszyscy – to utopia – świat byłby znacznie lepszy. Ale gdyby nie było życia wiecznego, wszystko nie miałoby sensu. Bez Chrystusa, baz nadziei zmartwychwstania, nie ma sensu…
Jak więc poznać Boga w sobie i wokół siebie? To najbardziej niepewny ze sposobów. Najwięcej w nim niepewności, przypuszczeń, możliwości popełnienia błędu, nieporozumień, niezrozumienia… Ale mówiąc o poznaniu Boga warto i to zauważyć.
Bóg w głębi naszego serca
Modlitwa to rozmowa z Bogiem – słyszeliśmy pewnie nie raz. I choć lepiej chyba mówić o spotkaniu, nie rozmowie, coś w tym na pewno jest. Będzie jeszcze o modlitwie w ostatnim temacie tego cyklu, tu jedynie zastanówmy się nad jednym: skoro to rozmowa, to jak można Boga usłyszeć?
Dwa sposoby zostały już przypomniane: czytając w księdze przyrody, czytając Pismo Święte – list Boga do ludzi. To jednak nie jedyne sposoby. Człowiek odkrywa też Boga we wnętrzu własnego sumienia.
O nim też będzie jeszcze mowa. Tu zwróćmy tylko uwagę: czy to nie dziwne, że jak wgłębić się w sprawę, to wszyscy mniej więcej tak samo widzą dobro i zło? Że różnice wynikają najczęściej z niesłuchania sumienia, a nie z tego, że się nim człowiek kieruje? Można potraktować to jako dodatkowy argument za istnieniem Boga. Może niezbyt mocny, ale coś w tym jest. Ważniejsze jednak, że w sumieniu człowiek odkrywa jaki Bóg jest. Wejrzenie we własne sumienie pokazuje nam, że jest w nas mnóstwo pragnienia dobra, tęsknoty za prawością i szlachetnością. Skoro zostaliśmy stworzeni przez Boga, na Jego obraz i podobieństwo… Czy sumienie nazwać głosem Bożym w nas czy daną nam przez Boga zdolnością odróżniania dobra od zła, to spragnione prawdy i dobra jakie odkrywamy w naszym sumieniu pokazuje nam też, jaki jest Bóg. Co najmniej taki, jak te nasze najbardziej prawe pragnienia. On jest ich realizacją, On jest ich ucieleśnieniem. To Jego ślad w nas.
Bóg jak dyskretny opiekun
Coś jeszcze? No tak. Życie człowieka różnie się plecie. Zwłaszcza z perspektywy wielu już lat zobaczyć można w swoim życiu różne dobre wydarzenia, jakieś szczęśliwe zbiegi okoliczności czy nawet nieszczęścia które w nieoczekiwany sposób przyniosły jakieś dobro, że słusznie chyba dopatrujemy się w tym palca Bożego. Ot, spotkałem niby przypadkowo swoją cudowna towarzyszkę życia, znalazłem pracę, która dała mi się rozwinąć, spotkałem dobrych ludzi, dzięki którym zszedłem z nieciekawej drogi zła… Wiele takich różnych spraw. Z perspektywy czasu lepiej widać sens tego wszystkiego, sens naszej rogi. Czy prowadził nas Bóg? Dowodów na to oczywiście najmniejszych nie mamy, ale poczucie, że tak właśnie było nie jest chyba całkiem bezpodstawne, prawda?
Zwłaszcza jeśli w tym moim życiu doświadczyłem czegoś, co można by nazwać cudem. Niekoniecznie zaraz takim spektakularnym, przeczącym prawom natury. Cud to raczej – mówią teologowie - coś wywołującego zdziwienie swoją nadzwyczajnością (niekoniecznie całkiem niemożliwe), co pojawia się w kontekście naszej prośby skierowanej do Boga; przynosi jakieś dobro i wzmacnia naszą wiarę. Coś jak cud karmienia Izraela przepiórkami na pustyni: zdarza się, owszem, że wędrujące okolicą ptaki są rzucane wiatrem na pustynię, a słabnąc opadają na piasek. Cudem jest nie to, ze tak się wtedy stało, ale że stało się w odpowiedzi na skargę Izraela, że ma już dość samej manny i chciałby mięsa… Czyż w naszym życiu nie miały miejsca podobne sytuacje? U wielu z nas pewnie tak. Bóg pokierował ta sprawami, że stało się, o co prosiliśmy, choć było to mało prawdopodobne.
Bóg w dziejących się cudach
Gdy zaś rozejrzymy się wokoło… Przecież cudów wokół nas bardzo dużo. Każda beatyfikacja wyznawcy (nie męczennika) to przynajmniej jeden taki, którego nauka nie potrafi wytłumaczyć żadnym zbiegiem okoliczności. Bo przecież bez cudu nie ma beatyfikacji. Kanonizacja to kolejny cud. Słyszeliśmy o cudach dziejących się w łaskami słynących sanktuariach, słyszeliśmy o cudach zdziałanych przez różnych świętych, słyszeliśmy o cudach, które niektórzy czynili jeszcze za życia – ot św. o. Pio, św. Jan Paweł II. Ba, niektóre – jak burzenie się krwi św Januarego zachodzą cyklicznie, parą razy w roku. Do tego jeszcze te powstałe w niewytłumaczalny sposób wizerunki Jezusa: ot, odcisk Ciała Chrystusa na Całunie Turyńskim, chusta z Manopello z wizerunkiem twarzy Jezusa, choć na tym materialne nie da się malować. Albo i ten przeciwny obraz Maryi z Guadelupe, w której oczach od wielkim powiększeniem widać scenę, w której się objawiła Juanowi Diego… Mało? No to cuda eucharystyczne, w których chleb staje się – według naukowców! – kawałkiem mięśnia sercowego…. Mnóstwo cudów krzyczących „Bóg jest! Bóg żyje! Bóg działa!”.
Teraz odpowiedz
A przecież i gdy spojrzeć na dzieje świata… Ciągle mówi się, że jest gorzej niż było. Gdyby było to prawdą, świat powinien już taplać się w szaleństwie zła. A jednak dobro się odradza. W człowieku, w społeczeństwach, narodach…
To oczywiście nie dowody na istnienie Boga. Ale jakieś – słabsze lub mocniejsze – argumenty za. Razem ze wspomnianymi w poprzednich odcinkach cyklu istnieniem świata i zmartwychwstaniem Jezusa to już całkiem sporo. No i to też jakieś ślady tego, kim jest, jaki jest. Ciągle budzącym w nas dobro, ciągle dobro zasiewającym w świecie… On jest. I jest dobry. Z ufnością możemy się do Niego zwracać.
Czas, człowieku, na Twoja odpowiedź. Jeśli już jej udzieliłeś, to dziś ją jeszcze raz powtórz. Powiedz Mu dziś swoje „tak”. I powtarzaj je każdego dnia. „Tak, wierzę, że jesteś, wierzę, że to, co mówisz jest prawdą i wierzę w Ciebie: ufam, żeś dobry i łaskawy”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).