Śledząc różne teksty odnieść można wrażenie, że Synod postrzegany jest przez większość obserwatorów jako potencjalne starcie wielkich frakcji.
Właściwie od czasów apostolskich nic się nie zmieniło. „Niektórzy bez naszego upoważnienia wyszli od nas i zaniepokoili was naukami, siejąc zamęt w waszych duszach” (Dz 15,23). Patrząc na spływające do skrzynki pocztowej maile siejących zamęt można liczyć w dziesiątkach, jeśli nie setkach. Każdego dnia dostaję korespondencję, straszącą zgubnymi skutkami trwającego (bo przecież sesja rzymska będzie tylko kolejnym etapem) Synodu. Więcej, zdarza mi się słyszeć od księży: ty znasz się na rzymskich sprawach, powiedz o co właściwie w tym synodzie chodzi. (Nie wiem skąd to przekonanie, boć moją działką w portalu Wiara jest serwis Liturgia, a cała reszta, łącznie z czwartkowym felietonem, jest tylko dodatkiem.) Skoro księża (niektórzy) czują się zagubieni, nie można dziwić się wiernym.
Śledząc różne teksty odnieść można wrażenie, że Synod postrzegany jest przez większość obserwatorów jako potencjalne starcie wielkich frakcji. W domyśle zwolenników Komunii świętej dla rozwiedzionych, błogosławienia par jednopłciowych, kapłaństwa kobiet, łagodzenia dyscypliny kościelnej, demokratyzacji na każdym poziomie życia i – oczywiście – zwolenników tradycji przez małe „t” (o czym wczoraj pisał redaktor Macura). Autorzy tych opracowań zastanawiają się jak może wyglądać dyskusja i ewentualne głosowanie. Tymczasem analizując tekst Dokumentu roboczego zauważamy, że tylko raz pojawia się w nim słowo „dyskusja”. Natomiast aż czterdzieści sześć razy, w różnej formie, występuje słowo „rozeznanie”. To jest prawdziwa rewolucja, na którą wielu, także w Polsce, nie jest przygotowanych.
Na czym owo rozeznanie ma polegać?
W sekcji A2 Dokumentu roboczego (IL) czytamy o rozmowie w Duchu Świętym. Zanim przejdziemy do jej trzech zasadniczych części i postawimy pytanie o zastosowanie w praktyce parafialnej, warto zwrócić uwagę na pewną zasadę ogólną: „Rozmowa w Duchu Świętym wpisuje się w długą tradycję rozeznawania w Kościele, która wyraża wielość metod i podejść. Należy podkreślić jej wyjątkową wartość misyjną. Ta duchowa praktyka pozwala nam przejść od „ja” do „my”: nie traci z oczu ani nie wymazuje osobistego wymiaru „ja”, ale rozpoznaje go i włącza w wymiar wspólnotowy. W ten sposób zabieranie głosu i słuchanie uczestników staje się liturgią i modlitwą, w której Pan staje się obecny i pociąga nas ku coraz bardziej autentycznym formom komunii i rozeznawania” (IL 35).
Wspomniane przejście od „ja” do „my”, w metodologii Synodu przewiduje trzy kroki: Pierwszy z nich polega na tym, że „każda osoba zabiera głos, wychodząc od własnego doświadczenia, odczytanego na modlitwie w czasie przygotowań. Pozostali słuchają ze świadomością, że każdy ma cenny wkład do wniesienia, bez wchodzenia w spory czy dyskusje” (IL 37). Kolejny przygotowuje cisza i modlitwa, będąca zaproszeniem „do otwarcia w sobie przestrzeni dla innych i dla Innego”, po której „ponownie każda osoba zabiera głos: nie po to, aby odpowiedzieć i przeciwstawić się temu, co zostało usłyszane, potwierdzając swoje własne stanowisko, ale aby wyrazić to, co podczas słuchania dotknęło ją najgłębiej i co jest dla niej największym wyzwaniem” (IL 38). „Trzecim krokiem, ponownie w atmosferze modlitwy i pod przewodnictwem Ducha Świętego, jest określenie kluczowych punktów, które się wyłoniły i zbudowanie wspólnego stanowiska w sprawie owoców wspólnej pracy, które każda osoba uważa za wierne procesowi i w którym może poczuć się reprezentowana” (IL 39). Przy czym nie chodzi o raport punktów stycznych i wątpliwości, ale o wspólne budowanie.
Skoro w całym tym rabanie, zamieszaniu, czy jak to inaczej nazwiemy, chodzi o to, by cały Kościół stał się synodalny, czyli wsłuchujący się i rozeznający „co Duch mówi”, warto zastanowić się jak metodę trzech kroków przenieść na poziom parafii. Pierwszym, co przychodzi do głowy, jest przygotowanie do pierwszej Komunii świętej.
Zazwyczaj, w tradycyjnej parafii, wygląda ono tak: proboszcz ogłasza zapisy, potem są katechezy dla dzieci, rodzice słuchają, a następnie zajmują się sprawami praktycznymi. Czyli przygotowanie świątyni, dekoracje, sprzątanie, dar ołtarza, stroje dzieci, pamiątki. Zapominamy, o czym już kiedyś, w innymi miejscu, ktoś na wiara.pl pisał: że ksiądz to zaledwie dziesięć procent przygotowania. Reszta, oczywiście duchowa, należy do rodziców. Ci, niosąc w sobie bagaż „zawsze tak było” nie zawsze i najczęściej niezbyt wiedzą, co w tej najważniejszej sprawie mogą zrobić. Choć to oni najlepiej znają swoje dzieci. Może warto spróbować inaczej. Zaprosić na pierwsze spotkania tylko rodziców, na wzór Instrumentum laboris dać im pytania do modlitwy i refleksji, zachęcić na następnym do dzielenia się i słuchania, by wspólnie wypracować metodę/drogę, przygotowania dzieci do pełnego uczestnictwa we Mszy świętej.
W podobny sposób można przygotować także inne wydarzenia: bierzmowanie, rekolekcje, misje, inicjatywy charytatywne, liturgię niedzieli czy Triduum Paschalnego.
Napisałem wyżej „rewolucja” choć mam świadomość, że nie chodzi o to, by chwycić „bagnet na broń” i jednym pociągnięciem zmienić Kościół. Także na poziomie parafii. Papież Franciszek i dokumenty przygotowawcze często mówią o inicjowaniu procesów. Te trwać mogą latami, a owoce być może spożywać będzie dopiero kolejne pokolenie. Zanim się pojawią zmierzyć się trzeba będzie ze wspomnianym już „zawsze tak było”, obojętnością, przeciętnością, bylejakością, a przede wszystkim nauczyć się jak będąc posłusznym Duchowi Świętemu przechodzić od „ja” do „my”. Trochę jak w małżeństwie. Podobno prawdziwa miłość przychodzi dopiero po czterdziestu latach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.