Robimy kolejne i kolejne.
Najpierw z dzieckiem uczącym się chodzić. Potem ze schorowanym rodzicem po chemii. Teraz z kolejnym członkiem rodziny (niestety, znowu jakieś choróbsko się przyplątało).
Czyli świat znów mocno się skurczył. Po pandemicznym zamknięciu w czterech ścianach (panie, kiedyś to były lockdowny!), doświadczamy w rodzinie kolejnego. Prywatnego.
Sąsiedzi przedwakacyjnie już hasają i, gdy się tylko da, wyjeżdżają. Disco-poloki z naprzeciwka też już chyba gdzieś wyfrunęły, bo Zenka i całej tej jego ferajny w cekinach słychać coraz mniej. Coraz rzadziej. A my domoj – jakby to rzekła znajoma Ukrainka.
Domoj albo wokół domoj. Drepczemy sobie. Rehabilitacyjnie, rekreacyjnie, bo choć człowiek ledwo łazi, to „trzeba się ruszać. Trzeba spacerować. Tylko buty inne. Adidasy najlepiej, żeby się nie przewrócić” – jak to ostatnio doradziła nam „rodzinna pani doktor”.
Spacerki do niej to też już taka nowa świecka tradycja. Co tydzień trzeba jakiś obowiązkowo zrobić, bo znowu zaczęło się dziać coś nowego. Niepokojącego. Więc trzeba to zgłosić, poradzić się itp.
Paradoksalnie to… całkiem niezły czas. W felietonie sprzed tygodnia tylko zahaczyłem o tematykę Bożego czasu, więc potem nieco bardziej zacząłem się w nią zagłębiać. Rzecz jasna od biblijnej strony. Tu: nasza portalowa kopalnia na ten temat, ale ciekawy wątek znalazłem też w wydanej niedawno książce „Rabbi gdzie mieszkasz?”, której tytułowy rozdział znajdą Państwo na Wiara.pl tutaj
Jej autor, ks. Piotr Kieniewicz MIC, pisze w pewnym miejscu:
o cierpieniu jako darze od Boga, darze niewątpliwie trudnym, ale przecież darze miłości. Powiedziałem, że to dar najcenniejszy, bo zapraszający do wspólnoty cierpienia z Chrystusem. Po Mszy Świętej miejscowy ksiądz nie wytrzymał i powiedział wzburzony:
- Gdyby ksiądz popracował wśród chorych na raka, to by nie opowiadał takich głupot.
- Ale ja to usłyszałem od chorego na raka – odpaliłem. Nie dał się przekonać.
No właśnie. Pewne rzeczy trzeba przeżyć samemu. Doświadczyć ich na własnej skórze. A potem dać świadectwo. Choć pewnie zawsze będą i tacy, którzy nie dadzą się przekonać. Nie uwierzą. Ale przecież zawsze tacy byli.
Niewierny Tomasz #pamiętamy? ;)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).