Spoko, spoko. Nie jest jeszcze tak źle.
Po prostu, przypomniało mi się ostatnio to powiedzenie, oznaczające tyle co koniec, szlus, masakra, „time to say goodbye” i inksze takie. Ale fakt faktem - przypomniało się w kaplicy szpitalnej. Czyli wakacji z lykorzami ciąg dalszy.
A jednak, jak wakacje, to wakacje. Co by się nie działo, ich atmosfera udziela się chyba każdemu. Więc nawet, gdy człowiek zagląda do kościoła, czy kaplicy, to, chcąc nie chcąc, robi to na wpół turystycznie. Także w celach praktycznych. Raz, żeby się pomodlić. Dwa… żeby się ochłodzić – tabliczka z napisem „kaplica klimatyzowana” kusi nawet niewierzących! :)
O ile jednak w ubiegłych latach te moje wakacyjne zaglądanki (może tak to się powinno nazywać? Skoro mamy godzinki?), faktycznie mocno były turystyczne, bo sakralne przestrzenie można przecież także zwiedzać, podziwiać, focić, o tyle tegoroczne to już, niestety, grubszy kaliber duchowo-modlitewny. Pokomplikowało się, pogmatwało – zdrowotnie, życiowo – i już nawet te „wakacyjne christmasy”, o których pisałem niedawno, nie pozwalają tak do końca wrzucić na luz.
Niby na ścieżce dźwiękowej co drugiego takiego filmu, grupa Slade daje czadu, wydzierając się: „so here it is, merry Christmas. Everybody's having fun”, ale zaraz potem słyszysz jednak mniej optymistyczne: „look to the future now. It's only just begun”.
No właśnie. Spojrzyj w przyszłość. Dopiero się zaczęła. Zaczęło...
Tak po ludzku – strach się bać. A tak po Bożemu?
Pisał o tym niedawno Andrzej Macura na swoim blogu, więc na koniec odsyłam Państwa do notki Nieznane mniej, nieznane bardziej.
Z Abrahamem i Maryją od razu człowiekowi raźniej, czyż nie?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |