– Najtrudniej jest powiedzieć rodzicom. Bywa, że ciała nie można rozpoznać. Przejechane przez pociąg, samochód, zmiażdżona głowa, bo zostało ukamienowane… – opowiada br. Jacek Rakowski, misjonarz ratujący dzieci z ulic zambijskiej stolicy.
Targowisko Soweto wgryza się w pamięć. Soweto czerwone od ognia albo szare od palonych opon. Soweto pełne dzieci, które marzenia o lepszym życiu powierzyły ulicy, nieświadome tego, co je na niej czeka. Soweto przerażające… I choć do reprezentacyjnej Cairo Road, wizytówki Lusaki, jest stąd zaledwie kilka minut, Soweto, przesiąknięte fetorem sfermentowanego czibuku (lokalnego piwa) i palonych śmieci, przy których grzeją się grupki chłopców oraz dziewcząt – niektóre już z własnymi dziećmi – sprawia wrażenie miejsca przeklętego. Mają dziesięć, dwanaście, piętnaście lat… Tych starszych ulica już wchłonęła. – Wiele dzieci, które tu znajdujemy, jest poparzonych. Rany, blizny od bicia, znęcania się. A czasem z zaniedbania, bo matki nie było, a dziecko podeszło do pieca. No i znam się z tymi, którzy pracują w kostnicy. Nie zliczę, ile już razy musiałem identyfikować ciała. Nie da się przyzwyczaić. Mam nadzieję, że nigdy nie przywyknę…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.