Jak odzyskać zdolność pełnego przeżywania akcji liturgicznej - pyta Franciszek w Liście "Desiderio desideravi"
Pewien ksiądz, pisząc rozprawę habilitacyjną o chrystologii Waltera Kaspera, przez dwa lata zajmowałem się tłumaczeniem z języka niemieckiego fundamentalnego z punktu widzenia tematu dzieła wybitnego teologa. Gdy tytaniczna wręcz praca dobiegła końca książka ukazała się w ówczesnym Wydawnictwie PAX. Stracony czas?
Niewątpliwie praca nad tekstem w języku oryginalnym daje lepsze rozumienie myśli autora. Problem zaczyna się w chwili ostatecznej redakcji, gdy rozprawę trzeba uzupełnić przypisami także polskiego wydania. Raz dodatkowa praca. Dwa mogą być różnice w tłumaczeniu. Nie od dziś bowiem wiadomo, że w procesie translacji dużą rolę odgrywa wrażliwość tłumacza. Takie na przykład wiersze – twierdził Stanisław Barańczak – właściwie trzeba napisać na nowo. Przekonałem się o tym zachwycając się kolejnymi, dwujęzycznymi tomami serii „Biblioteczki poetów języka angielskiego”. Teologia poezją nie jest, ale i tu, oprócz precyzji języka, rozumienie kontekstu odgrywa dużą rolę.
Do czego w tym trochę przydługim wstępie zmierzam?
W Uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła ogłoszono papieski List „Desiderio desideravi” o potrzebie formacji liturgicznej. W mediach katolickich, także w naszym portalu, pojawiło się kilka omówień, ale tłumaczenia na język polski całości (oficjalnego) brak. Wszelako jesteśmy w lepszej sytuacji od piszącego rozprawę habilitacyjną. Wróbelki ćwierkają, że w zaciszu Sekretariatu Episkopatu prace trwają. Póki co czekamy. Choćby dlatego, by uniknąć sytuacji, jaka miała miejsce przed kilkunastu laty, gdy w pośpiechu przetłumaczyliśmy fragmenty „Summorum pontificum”. Jeden błąd i kilka drobnych różnic wywołały burzę. Na jednym z forów zarzucono nam, że „postmoderniści z wiara.pl zmieniają treść papieskiego dokumentu”. Chcąc uniknąć podobnej sytuacji uzbrajamy się w cierpliwość i czekamy.
Choć nie z założonymi rękami. W Liście Franciszek stawia pytanie (tłumaczenie nieoficjalne): „Jak odzyskać zdolność pełnego przeżywania akcji liturgicznej (…) Jest to wyzwanie bardzo wymagające, ponieważ współczesny człowiek – choć nie we wszystkich kulturach jednakowo – utracił zdolność radzenia sobie z czynnościami symbolicznymi, będącymi istotną cechą aktu liturgicznego” (27).
Franciszek wskazuje na zagubienie, pozbawienie wartości, rozczłonkowanie, abstrakcyjny spirytualizm, indywidualizm i subiektywizm. Spróbujmy to przełożyć na język życia.
Czesław Miłosz dzielił się kiedyś spostrzeżeniami z wykładów, prowadzonych dla studentów w Berkley. Mniej więcej co dziesięć minut, bez względu na treść i okoliczności, jego słuchacze wybuchali śmiechem. Noblista skonstatował, że dłużej nie potrafią się skupić i ten śmiech jest formą rozładowania, odprężenia. Dlatego postanowił ich uprzedzić i co osiem minut wykład przerywać jakimś humorem. Efekt osiągnięty. Studenci odprężeni. On mógł spokojnie kontynuować wykład.
Osiem minut dziś jest marzeniem. Wystarczy przeanalizować filmy na YouTube. Sekwencje nie dłuższe niż 20 sekund. Gadające głowy nie mają szansy na przebicie. Tymczasem…
Liturgia wymaga niemalże godzinnej koncentracji na ołtarzu. Na małym skrawku sakralnej przestrzeni. Na znaku niemalże nieczytelnym. Od szat celebransa zaczynając, poprzez symbolikę ołtarza i ambony, chleba i wina, na postawach kończąc. Dodajmy dostojne, ale już zupełnie niezrozumiałe, sformułowania tekstów liturgicznych czy niektórych śpiewów. To, czym zachwyca się niewielki krąg wtajemniczonych, dla większości pozostaje abstrakcją. Człowiek współczesny żyje akcją. Liturgia, choć także nią jest, angażuje (a przynajmniej powinna) w całkiem odmienny sposób. Dlatego pytanie Franciszka. Jak odzyskać…?
Imiennik papieża, ksiądz Franciszek Blachnicki, wielokrotnie podkreślał, że w relacji z Bogiem najważniejsze nie są emocje i rozum, ale wola. Ona odpowiada na Boże wezwanie i jest siłą pozwalająca trwać. Dlatego na pierwszych rekolekcjach dla młodych (tzw. stopień podstawowy) zaproponował jej ćwiczenie. Na przykład w ramach wyprawy otwartych oczu przejść jakiś odcinek drogi w milczeniu, nie rozglądając się wokół. Innym razem zwrócić uwagę na jakiś szczegół. Kwiat, drzewo, kapliczka. Do tej pory mijane i nie zauważone.
Słuchałem kiedyś burzliwego wyznania młodej osoby. Problemy w relacjach z rodzicami i rówieśnikami, zagubienie. W pewnym momencie przerwałem słowotok: Czujesz? Gdzieś tu są poziomki… Pierwszą reakcją była złość rozmówcy. Później okazało się, że był to moment oczyszczający, otwierający oczy na inną rzeczywistość, uzdrawiający.
W ubiegłą niedzielę pytałem w ogłoszeniach uczestników porannej Mszy: kto z was słyszał jak huczą przykościelne lipy. Niewtajemniczonym wyjaśniam. Huczą, to znaczy pszczoły zbierają z kwitnących właśnie drzew nektar. Pytanie wywołało zdziwienie. Nikt nie zwrócił na to uwagi.
Stąd moja propozycja. Nie czekajmy na oficjalne tłumaczenie całego Listu. Już dziś spróbujmy zrobić coś, co nam pomoże odzyskać zdolność przeżywania akcji liturgicznej. Spróbujmy pospacerować w ciszy, szukać poziomek i grzybów po zapachu, dostrzec w naszym otoczeniu coś, co umykało do tej pory uwadze. Proste ćwiczenia. Być może pomogą nam odzyskać to coś,co pozwoli w pełniejszym stopniu przeżywać akcję liturgiczną. Bo sama wiedza, na przykład o tym dlaczego celebrans miesza wino z wodą, albo wychodzi do ołtarza w zielonym ornacie, nie wystarczy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.