By sakrament miłości nie stał się okazją do manifestowania wrogości i pogardy, a dyskusja o reformie miejscem dominacji jednego klanu nad drugim.
Śledzący uważnie przemówienia Franciszka i wypowiedzi kardynała Roberta Saraha mogą dojść do wniosku, że między nimi toczy się jakaś cicha wojna. Z jednej strony deklarujący niepodważalność reformy liturgii papież, z drugiej mówiący o toczącej się walce prefekt Kongregacji. Jednak pozory mylą, a ewentualne różnice dotyczą rozłożenia akcentów.
Zwróćmy uwagę na dwa pojawiające się w ich wypowiedziach wątki.
Kardynał mówi o centralnej, narzucającej się obecności prezbitera i – w związku z tym – konieczności przywrócenia „prymatu Boga i sakralności liturgii”. Jego zdaniem może to dokonać się przez ustawienie na ołtarzu wielkiego krzyża, aby był on „wyraźnym punktem odniesienia zarówno dla wiernych, jak i dla celebransa”. Dla papieża zaś (podobnie czytamy w OWMR 296-308) centralnym punktem jest sam ołtarz: „widzialny znak niewidzialnego misterium, znak Chrystusa będącego żywym kamieniem, odrzuconego przez ludzi, ale będącego duchowym fundamentem budowli, w której sprawowany jest kult w duchu i prawdzie (…) W stronę ołtarza zorientowany jest wzrok modlących się, kapłana i wiernych, wezwanych, by stali się w Nim świętym zgromadzeniem”.
Nasuwa się oczywisty wniosek. Nie jest winą ołtarza postawa przewodniczącego celebracji prezbitera. Poza tym pojawia się pytanie o to co jest ważniejsze: dokonująca się na ołtarzu ofiara czy jej zewnętrzy, wyrażony w krzyżu znak.
Drugi wątek osnuty jest wokół pojednania. Franciszek przypomina, że liturgia „przekracza granice wieku, rasy, języka i narodu (…) włącza, nie wyklucza (…) aby przyczynić się do budowania Ciała Chrystusa. Eucharystia nie jest sakramentem ‘dla mnie”, jest sakramentem ‘wielu’, którzy stanowią jedno ciało, wierny Bogu święty lud”. Do tej kwestii kardynał wraca w kontekście motu proprio „Summorum ponificum”. Mówiąc o pojednaniu liturgicznym przestrzegł, by sakrament miłości nie stał się „okazją do wrogości i pogardy”, a dyskusja o reformie (przyznał, że określenie reforma reformy jest niezbyt szczęśliwe) nie stała się miejscem „dominacji jednego klanu nad drugim.”
Śledząc toczące się na różnych forach (i różnym poziomie) dyskusje o odnowie liturgii trudno nie zgodzić się z kardynałem. Tu jednak warto spojrzeć na problem w szerszej perspektywie. Eucharystia włącza, przekracza granice, buduje. Okazywanie wrogości i pogardy niekoniecznie musi być domeną dyskutujących o reformie. Tragedią jest, gdy okazją do manifestacji tejże wrogości stają się różnice światopoglądowe, polityczne, czy rodzinne animozje. Tu potrzebna jest wielka praca nie tylko odpowiedzialnych za przygotowanie celebracji. Także jej uczestników.
Na koniec warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden wątek papieskiego przemówienia. W pierwszej części Franciszek mówił o długiej historii badań poprzedzających reformę i konieczności zrozumienia motywów, dla których została ona przez ojców Soboru podjęta. Franciszek zaczął od encykliki Piusa X Mediator Dei, ale tu wspomnieć trzeba również takie nazwiska jak Pius Parch czy Odo Casel. Obaj przez lata podejmowali badania nad liturgią i przez wielu – chyba słusznie – nazywani są ojcami ruchu liturgicznego. Piszę o tym gdyż często można spotkać się z fałszywym przekonaniem, że nowy mszał pojawił się „Deus ex machina” jako owoc spisku i radosnej twórczości arcybiskupa Annimale Bugniniego. Tezie zaprzecza chociażby papieski ołtarz pod Turbaczem. To przy nim 17 września 1953 roku odprawił pierwszą w Polsce Mszę świętą twarzą do ludu mówiąc na wstępie o trwających przygotowaniach do reformy liturgii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.