Ukraiński jezuita o. Andrij Syvak jest praktykującym psychoterapeutą. Pracuje we Lwowie, w domu prowadzonym przez Jezuicką Służbę Uchodźcom.
Jezuicka Służba Uchodźcom to organizacja, która działa w 50 krajach świata. W Ukrainie jest obecna od 2005 roku. W domu we Lwowie mieszkali obywatele Iranu, Iraku, Somalii, Palestyny, Afganistanu i innych państw, gdzie toczyły się wojny, a od 2014 r. - osoby z okupowanych terenów Ukrainy. - To jest opatrznościowe. Wielu sceptyków patrzyło na nas jak na ludzi, którzy robią dziwne rzeczy. Teraz zmieniają swoje nastawienie do pełnionej przez nas misji, bo nasz dom był od razu gotowy na przyjęcie rodzin z terenów wojennych - komentuje o. Syvak.
Lwów stał się domem dla uchodźców, bo ma dobre położenie. - Jest atakowany przez Rosjan, ale wciąż bezpieczniejszy od innych miejsc, a z drugiej strony jest stąd blisko do granicy z Polską, do Słowacji czy Rumunii. To pozwala ludziom podejmować decyzje: zostać w kraju czy jechać dalej - argumentuje zakonnik.
U jezuitów uchodźcy otrzymują trzy razy dziennie posiłki, mają wodę, łazienki, miejsca do spania. Mają dostęp do leków i odzieży, zagwarantowaną pomoc prawników, duchownych i psychologów. Dom jest cały czas wypełniony ludźmi. Jedni wyjeżdżają, na ich miejsce przychodzą następni. Są tu dobre warunki dla matek i dzieci. - Czasem bywa tak, że przyjeżdżają całe rodziny, ale zwykle na krótko. Mężczyźni przywożą swoje żony i dzieci, i wracają, by walczyć - opowiada ukraiński duchowny.
- Na początku było tak, że trudno było nawet zapamiętać imiona. Ludzie przyjeżdżali wieczorem, rano jechali dalej. Ale dziś coraz więcej ludzi zastanawia się, czy warto wyjeżdżać - dodaje.
Zdaniem jezuity, który jest praktykującym psychoterapeutą, dziś ważne jest, by uchronić ludzi od nieodwracalnej wojennej traumy. Jak podkreśla, wszyscy, którzy teraz są w Ukrainie i każdy dzień przeżywają w atmosferze strachu, "w drażniącym dźwięku syren", narażeni są na zmiany w psychice.
Według niego, im więcej osób wyjedzie teraz za granicę, tym lepiej, bo to pomoże uchronić ich zdrowie, by mogły podnieść z upadku swój kraj po wojnie. - Ta pomoc to inwestycja w przyszłość. Chroniąc ich wewnętrzny świat, pomagamy sobie - mówi o. Andrij, podkreślając, że doświadczenie uchodźcze jest mniej traumatyczne niż pozostanie tutaj. - Dla naszego przetrwania i wyjścia z kryzysu ważne jest, byśmy mieli zdrową, niestraumatyzowaną grupę społeczeństwa, która odbuduje normalność po wojnie - uważa.
Jezuita podkreśla, że wojna wprowadziła w codzienne życie Ukraińców efekt dezorganizacji i chaosu. - Codzienne alarmy przeciwlotnicze napełniają ludzi trwogą. Uchodźcy z atakowanych terenów przemieszczają się w bardziej bezpieczne regiony kraju lub za granicę. Mężczyźni są mobilizowani, rodziny rozdzielane. Życie dziś jest jedną wielką niewiadomą, bo trudno przewidzieć, co się wydarzy w kolejnych dniach czy godzinach - opowiada. Zauważa jednak, że ludzie próbują wracać do dawnego funkcjonowania, do pracy czy studiów, które odbywają się online.
W Polsce został stworzony specjalny zespół jezuitów, który zbiera pieniądze, organizuje konwoje, pomaga ludziom wyjechać z Ukrainy, znaleźć pracę i mieszkanie. Pomaga też tym, którzy chcą jechać dalej, współpracując z jezuitami z różnych państw. Współbracia na bieżąco otrzymują informacje o potrzebach, na które od razu reagują. Co tydzień z Krakowa do Lwowa wyrusza bus z pomocą humanitarną, który w drodze powrotnej zabiera ludzi chcących dostać się do Polski.
Rozmowę z o. Andrijem Syvakiem SJ można przeczytać w nr. 13. "Gościa Krakowskiego" na 3 kwietnia.
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.