Szaleństwo się szerzy, a WHO co? Ano nic. To dopiero pandemia.
Piątek, epidemii COVID-19 w Polsce dzień 703. Epidemii szaleństwa, jaka wraz z nią się ujawniła/nasiliła nie wiem dzień który. Bo nikt nie ogłosił: oto mamy jej pierwszy dzień. Ale samą epidemię bez wątpienia mamy. Przykłady?
Oj, nie udało się wprowadzić w sejmie okołokowidowych ustaw. I bardzo dobrze. Myślę zresztą, że na to parlamentarna większość liczyła. Już na początku tygodnia było widać w statystykach, że dynamika wzrostu nowych zachorowań spada. Wczoraj minister Niedzielski zwrócił uwagę, że był to pierwszy w V fali dzień, kiedy było mniej zachorowań niż przed tygodniem. Nic zaskakującego. Można się było tego spodziewać, bo spadki czy mniej więcej taką samą liczbę zachorowań co tydzień wcześniej, można już było zauważyć w niektórych regionach wcześniej. Co więcej, część krajów, widząc, że Omikron, choć łatwiej się nim zarazić, jest generalnie znacznie mniej groźny, zaczęła luzować obostrzenia. W tym kontekście wzmacnianie antyepidemicznych rygorów byłoby absurdem. Ale nie dziwię się, że sprawa w ogóle była w sejmie procedowania. Takich, którzy uważają, że rząd i nasze społeczeństwo robi za mało, żeby powstrzymać pandemię, jest całkiem sporo. I są bardzo głośni. W tle jest oczywiście szerszy problem: na ile walcząc z epidemią można ograniczać prawa obywatelskie. Moim zdaniem, choć umarło wielu ludzi, liczba ta nie była drastycznie wielka. Rozumiem część wymogów mających ograniczyć szerzenie się zarazy. Ale np. postulowany przez niektórych przymus szczepień? Teraz, gdy ich skuteczność wyraźnie spadła? To trochę jak wiara, że na piramidzie finansowej wszyscy zarobią...
Przykład drugi. Epidemia w Warszawie. Dziwnym trafem, zdaniem jej władz, szerzy się tylko w społecznościach prawicowych. W lewicowych – nie. Dowodem na to myślenie jest blokowanie zgromadzeń prawicowych, ba, nawet neutralnego światopoglądowo Sylwestra (a może jednak jest katolicki?), a entuzjazm dla zgromadzeń lewicy. Ba, nawet fajerwerki puszczane na takiej imprezie nie straszą zwierząt, w przeciwieństwie do tych sylwestrowych...
Przykład trzeci, ze świata. Sprawa oskarżeń wobec papieża Benedykta, dotycząca czasów, gdy był arcybiskupem Monachium w sprawie postępowania z księżmi oskarżanymi o skłonności pedofilskie. Jak przytomnie zauważył Michael Hasemann, z opublikowanego raportu wynika, że „w żadnym z tych czterech przypadków nie było ofiar, przynajmniej nie za kadencji Ratzingera jako arcybiskupa”. O co więc chodzi? O małą ostrożność? No właśnie. Zwróćmy uwagę, że oskarżenia dotyczą spraw sprzed 40 lat. Czasów, w których niektóre organizacje oficjalnie dążyły do legalizacji związków seksualnych dorosłych i dzieci, a przyznający się publicznie do kontaktów seksualnych z dziećmi nie tylko nie byli niepokojeni przez państwowe organy ścigania, ale kandydowali w wyborach do parlamentów. Ciekaw jestem co w takich okolicznościach miał zrobić biskup. Gdyby wtrącił takiego delikwenta do więzienia – gdyby je miał – ale byłoby hałasu....
W podobnym duchu widzę spojrzałbym zresztą także na niektóre inne oskarżenia pod adresem ludzi Kościoła. Nie mówię o oskarżeniach wobec wykorzystujących, ale o oskarżeniach o niewłaściwe radzenie sobie z problemem. Zwłaszcza kiedy oskarżany odbył zasądzoną karę: jakie możliwości ma biskup, by go dalej więzić w jakimś domowym areszcie i nie pozwalać na krok ruszyć się z miejsca? Ale widać tylko ja tę trudność dostrzegam. No, może też wielu innych, ale nie bardzo mają odwagę się wypowiadać, bo wiadomo, zakraczą człowieka... Nota bene: w ostatnim czasie dwóch „bohaterów” oskarżeń o kontakty seksualne z małoletnimi zostało prawomocnym wyrokiem uznanych za niewinnych. Warte zauważenia. Gdzie są teraz ich medialni oskarżyciele? Pytam retoryczne, nie spodziewam się odpowiedzi. Tym bardziej uderzenia się w piersi.
Przykład czwarty... Obserwuję ostatnio, jak rewolucja LGBT czy LGBT+ staje się powoli rewolucją T. No bo tradycyjni LGB, choć nietradycyjne kierują swój afekt, to swoją własną płeć pojmują jednak tradycyjnie. T i T+ to co innego. I tak patrzę jak feministki z przerażeniem zaczynają zauważać, że ich dążenie do tego, by kobiety były jak mężczyźni, ich młodsze koleżanki zrozumiały dosłownie i gremialnie zmieniają płeć. To ci dowartościowanie kobiet! Słyszę też, że jakiś mężczyzna stał się (w papierach tylko) kobietą, bo chce wcześniej pójść na emeryturę. Pomysł mogą podchwycić niebawem chłopcy, którzy nie chcą pójść do wojska. Pojawia się problem z korzystaniem z toalet, przebieralni. A już kobiecy sport to zupełny koszmar. Niebawem może okazać się, że został on zdominowany przez transpłciowych mężczyzn i transwestytów na dokładkę.
Przykład piąty, „mowa nienawiści”. Gdzieniegdzie nie można już mówić o tym, że aborcja jest złem, nie można przypomnieć biblijnego nauczania o homoseksualizmie, nie można jeszcze paru innych, ale za to na chrześcijan, a już zwłaszcza na katolików, na Kościół, można bezkarnie powiedzieć wszystko co najgorsze. Bo nam, katolikom, się należy oczywiście... Złośliwie? No tak, jeśli ideałem nie jest mieć wysokie IQ ale Wysokie Obcasy....
Epidemia, jak nic epidemia. Szerzy się, a WHO milczy. Koncerny farmaceutyczne też: ani szczepionki, ani lekarstwa... Straszne.
A na serio.... Jeśli jako chrześcijanie czujemy, że ten świat coraz bardziej nie nasz, że nam wrogi... To nie ma co się martwić. W dziewiątym (!) z ośmiu błogosławieństw (!) nasz Mistrz powiedział przecież, że gdy ludzie nam urągają, mówią kłamliwie wszystko złe na nas z Jego powodu – a przecież sprzeciw wobec Ewangelii stoi najczęściej u podstaw różnych niesprawiedliwych oskarżeń – to powinniśmy się cieszyć, bo wielka jest nasza nagroda w niebie. Ja tam popieram. Dobrze być członkiem takiej Chrystusowej elity.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.