Jak to po co? Po nowe, większe i ostrzejsze zęby. Przydadzą się.
Nie powiem, smutno się człowiekowi robi, gdy czyta o tych wynikach badań opinii społecznej. Myślę o wzrastającym relatywizmie moralnym. Tylko 19 procent Polaków uważa, że trzeba mieć zasady moralne i nigdy od nich nie odstępować. 41 procent badanych uważa, że tak, OK, ale w pewnych sytuacjach wolno uznać je za niezobowiązujące. Co najgorsze, aż 15 procent badanych uważa, że nie powinno się mieć żadnych stały zasad moralnych, a swoje postępowanie uzależniać od sytuacji. Czyli „jak Kali ukraść krowa to dobrze, jak Kalemu ukraść krowa to źle”. Ha, spryt to za mało, ostre zeby bardzo się przydadzą.... A jeszcze smutniej, gdy czyta się, że wśród 91 procent Polaków deklarujących się jako katolicy tylko 17 procent uważa nauczanie Kościoła za najlepszą i wystarczającą podstawę moralności...
Tak, to smutne, ale nie jestem zaskoczony. Fakt, który badania wyraziły w liczbach, widać gołym okiem. Jakąś tam pociechą jest dla mnie, że nie jestem pewien, czy gdybym to ja był pytany, nie zostałby zaliczony do kwestionujących istnienie stałych zasad moralnych. No bo jeśli chodzi o te stałe zasady moralne, to nie bardzo wiadomo, co dokładnie mieli na myśli odpowiadający. Wiadomo na przykład, że zabić to źle, ale zabić broniąc swojego czy czyjegoś życia to już co innego: też źle, ale to już dopuszczalne moralnie zło konieczne. Myślę też, że sporo katolików nie zdaje sobie sprawy, że moralność chrześcijańska to nie tylko ciasno rozumianych 10 przykazań Bożych i 5 kościelnych; że to szerokie spektrum wielu spraw, dla których owe przykazania są tylko czymś w rodzaju wywoławczego hasła. Ot, gdy mowa o ósmym przykazaniu myślimy nie tylko o oszczerstwie, ale też np. pochlebstwie czy obmowie; a ta ostatnia jest przecież mówieniem prawdy, tylko że w konkretnej sytuacji niepotrzebnie, ze złą intencją ujawnianej. Na pewno jednak takimi nieporozumieniami nie da się wytłumaczyć wszystkiego. Jak napisałem, dość powszechną akceptację etyki sytuacyjnej widać gołym okiem.
Nie sądzę, by dało to się szybko sytuację w tym względzie choć poprawić. To kwestia egoizmu, a czasy mamy póki co takie, że egoizm jest promowany. W bardzo wielu wymiarach naszego życia. Coś takiego jak solidarność kojarzy się już dziś wielu chyba tylko z nazwą związku zawodowego. Jednak jeśli chodzi o tych, którzy uważają się za katolików, to jednak się dziwię. Nie mieści mi się w głowie, jak można uważać się za ucznia Chrystusa i jednocześnie kwestionować słuszność tego, czego uczył. Ale, jako rzekłem, to chyba kwestia tego wszechobecnego egoizmu i egocentryzmu; tego powtarzanego we wszystkich odmianach ja, ja i jeszcze raz ja. Tak sformatował ludzkie myślenie, że wypacza także naszą religijność.
Ot, to pojawiające się często stawianie sprawy tak, że modlę się czy przychodzę do kościoła, kiedy mam potrzebę. Gorzki śmiech. Czy Bóg jest od zaspokajania naszych potrzeb? Zawsze wydawało mi się, że czy mamy taką potrzebę czy nie, oddawanie Mu czci za to, co dla nas zrobił, robi i ma zamiar zrobić „godne jest i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne”. Przecież jest naszym dobrodziejem nie tylko wtedy, gdy odczuwamy potrzebę modlitwy, ale zawsze, każdego dnia...
Cóż, ciągle kłania się pierwsze przykazanie. „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Ale gdy ktoś sam siebie uważa za jakiegoż bożka, któremu wszystko inne powinno być podporządkowane...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |