Człowiek musi tylko umrzeć – mawiają. To prawda. Otoczenie może mnie zniszczyć, ale wolności nie odbierze.
Mamy już nowy sejm i senat. W tym pierwszym – realizacja zapowiedzi rozliczeń z obozem dawnej większości. Ot, polityka. Słuchając tego, co mówi jedna i co mówi druga strona dochodzę do wniosku, że się nie znam. Nijak, zakładając oczywiście że jedni i drudzy zachowują się przyzwoicie, nie potrafię sobie tego poskładać. A że oskarżać o nieprzyzwoitość nie wypada, pozostaje wybrać trzecią możliwość i powiedzieć właśnie, że za mało wiem, że się nie znam. Na pewno za to znam się na biologii na tyle, by móc powiedzieć, że są w sejmie całkiem spore siły, które dążą do znacznego poszerzenia furtki dającą możliwość zabijania. Dzieci nienarodzonych oczywiście. I to zarówno w procederze aborcji jak i in vitro.
Obie sprawy przedstawiane są jako dobrodziejstwo. W przypadku aborcji mówi się, że kobieta ma wybór. No ma, nie ulega wątpliwości. Czy stać się dawczynią życia, czy stać się dla swojego dziecka miejscem kaźni. Jeśli wybierze to drugie na zawsze żyć będzie z prawie niewidzialnym piętnem. Prawie. Bo przecież syndrom poaborcyjny tak czy inaczej daje o sobie jednak znać. Nawet jeśli to „tylko” gorliwe zaangażowanie się w ruch proaborcyjny.
Smutne to zachowanie tych, którzy sami decyzji nie podejmują, ale zamiast kobiecie w trudnej sytuacji pomóc, podsuwają jej rozwiązanie które dziecko zabije, a ją okaleczy do końca życia. Zamiatanie pod dywan – bardzo nie lubię tego określenia – ale tak właśnie dzieje się, gdy „problem rozwiązuje się” w taki właśnie sposób. W cudzysłowie, bo ani nie „problem”, ani się „nie rozwiązuje”, ale wiadomo o co chodzi. A przy okazji dość mroczna też świadomość, że wśród mijanych na ulicy kobiet są i takie, które nie tylko nijak nie pasują do obrazu kobiecości, jaki mi od dziecka wpajano, ale potrafią dla realizacji swoich planów zgodzić się na tak radykalne „usunięcie” drugiego człowieka...
W sytuacji „in vitro” sprawa, choć prowadzi do tego samego, tak dramatycznie już nie wygląda. Kobieta, często ze swoim mężczyzną, chcą dziecka, chcą rodziny. Intencje mają zdecydowanie dobre. Tyle że chcą tego dziecka tak bardzo, że tracą z oczu tych, których ta procedura na wiele lat zamrozi, a w końcu nie dając im żadnej szansy na rozwój, zabije. Tragiczna pomyłka. Niezauważenie, że osiąganie celu niemoralnymi środkami mocno nadwyręża dobro tego celu...
Tu też warto zwrócić uwagę na otoczenie. Niepłodność ma często jakieś możliwe do usunięcia podstawy. Znaleźć je nie jest lekarzom łatwo. Wymaga to wielu specjalistycznych badań. In vitro, przećwiczone na zwierzętach, prostsze. Tylko czemu przy okazji zajmujących się problemem niepłodności naprotechnologów przedstawia się jak niemal znachorów czy szamanów? Tak, wiem, to przecież też walka o pieniądze. Cyniczne, ale prawdziwe....
Optymistyczniej? Ano jak najbardziej. Największym napawa to, że wszystko zależy od decyzji konkretnego człowieka. Nie napiszę, że mojej, bom już za stary, ale wiadomo.... Zależy od decyzji człowieka konkretnego, mającego dane mu przez Boga sumienie. Jeśli ten człowiek będzie chciał wybierać po Bożemu, wybierze życie zamiast śmieci, wybierze zgodę na cierpienie zamiast realizację swoich marzeń za wszelką cenę. Nikt wybierać po Bożemu jeszcze nam nie zabrania. I tego się trzymajmy. Także gdy chodzi o wszelkie inne wybory, których w życiu dokonujemy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.