Leczyli kalifów, tworzyli kulturę, byli rektorami i profesorami – dzisiaj koczują w namiotach.
Ks. prof. dr hab. Piotr Jaskóła na rozpoczęcie Tygodnia Modlitwy o Jedność Chrześcijan zorganizował seminarium otwarte na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego na temat: „Chrześcijanie w Iraku – pozostać czy odejść?”. Wykład wprowadzający do dyskusji wygłosił dr hab. Michael Abdalla, naukowiec uniwersytecki z Poznania. Pochodzi z Syrii, jest chrześcijaninem obrządku aramejskiego i chociaż od czterdziestu lat mieszka w Polsce, losy chrześcijan w krajach arabskich są w centrum jego zainteresowań. Uważa, że Europa powinna przypomnieć sobie historię chrześcijan i ich niepodważalny wkład w rozwój cywilizacji w państwach arabskich. Dzisiejszy Irak geograficznie obejmuje znaczną część starożytnej Mezopotamii, krainy uchodzącej za kolebkę cywilizacji, którą zamieszkiwały grupy etniczno-religijne wymieniane już na kartach Biblii. W Persji, w Bizancjum, chrześcijanie byli „światłem nauki i kultury”.
To chrześcijanie tworzyli język arabski i tłumaczyli księgi pisane greką i łaciną, zakładali szkoły w Bagdadzie i w innych miastach, byli doskonałymi medykami leczącymi kalifów, pisali dzieła naukowe, zakładali klasztory i budowali świątynie. W tysiącach klasztorów pisano książki, uczono młodzież; w tych zadbanych, otoczonych zielenią miejscach odpoczywali kalifowie. – Dzisiaj niewiele pozostało z budowli, gdzie chrześcijanie wyznawali Boga i rozwijali cywilizacyjnie kraje arabskie. Podobnie dzieje w innych krajach arabskich. Chrześcijanie tylko dzięki bardzo silnej wierze jeszcze żyją w Egipcie, Iraku, Syrii czy Turcji – podkreśla Michael Abdalla
Zostali pozbawieni praw
Do połowy XX wieku chrześcijanie stanowili większość w wielu regionach północnego Iraku. Za czasów Husajna sytuacja chrześcijan była nie najgorsza, bo państwo było zlaicyzowane. – Teraz, gdy konstytucja państwa oparta jest na Koranie, chrześcijanie nie mają faktycznie żadnych praw, bo jako niewierni nie mogą już zajmować intratnych stanowisk, nie mogą być nauczycielami, urzędnikami, praktycznie nie mogą pełnić żadnych funkcji w państwie irackim. Wyrzuceni zostali z uniwersytetów, ze szkół, stracili pracę w centrach kultury, bo w państwie wyznaniowym – muzułmańskim – nie mogą istnieć kluby kultury, nie można publicznie tańczyć, śpiewać, bawić się w dyskotekach. Likwidowane są wszelkie formy rozrywki, tym samym chrześcijanie pozbawiani są miejsc pracy, bo głównie oni prowadzili kulturalną i rozrywkową działalność. Chrześcijańscy absolwenci wyższych uczelni nie mają żadnych szans na zdobycie pracy, ich dyplomy mają ręcznie dopisaną informację: „chrześcijanin”.
Koczują w namiotach
W ciągu kilku lat setki tysięcy osób zmuszonych zostało przez groźby, napady, porwania, tortury i zwolnienia z pracy do porzucenia swojego domu, dobytku i szukania nowego miejsca do życia. Niektórym udało się wyjechać do Szwecji, Niemiec, Anglii, do innych państw europejskich. Większość chrześcijan zamieszkała na północy Iraku w dolinie Niniwy w bardzo prowizorycznych warunkach. Śpią w kościołach, albo w namiotach, nie mają żadnych środków do życia. – Tym ludziom potrzebna jest różnoraka pomoc, brakuje im żywności, ubrań, lekarstw, książek dla dzieci. Rektorzy uczelni, profesorowie koczują w namiotach, ich żony sprzedają papierosy, żeby przeżyć. Tak się tam dzieje. My, Europejczycy, chrześcijanie, powinniśmy im pomóc – apelował naukowiec z Poznania, który w dalszej części wykładu udowadniał, że słowo „islam” nie ma nic wspólnego z pokojem, że każdy muzułmanin ma prawo zabić drugiego człowieka z powodów religijnych, że dialog z nimi prowadzi donikąd, bo chrześcijanie ustępują, a islam zyskuje. Mówił o niebezpieczeństwach wynikających z zawarcia małżeństwa chrześcijanki z muzułmaninem. Kobieta ta, nawet jeżeli zamieszka w Europie, może stracić prawo do dzieci, bo według Koranu, dzieci należą do ojca, który z łatwością może je wywieźć do swojego kraju, żeby wychowywać w wierze islamskiej.
– Europa jest naiwna, wierzy w dobrą wolę muzułmanów, jest tolerancyjna dla wyznawców islamu, a nie potrafi stawiać zdecydowanych żądań dotyczących praw chrześcijan, którzy na przykład nie mogą budować kościołów, a ich wielowiekowe świątynie są niszczone, nawet tak znane i zabytkowe jak kościół św. Jana Chrzciciela w Damaszku. W jego miejscu ma stanąć meczet. Europa jeszcze śpi, jeszcze nie chce wierzyć w zagrożenie, które następuje również w sposób naturalny. Wyznawcy Mahometa, żeby zasłużyć na raj, muszą wypełnić wiele nakazów, jednym z nich jest dbałość o przyrost naturalny, i to im się rzeczywiście udaje – twierdzi dr hab. Michael Abdalla.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.