Sprawa śpiewów w kościele nie jest wcale marginalną. Niestety, kompletnie się tego nie dostrzega
22 listopada, św. Cecylii, patronki muzyki kościelnej.... Właściwie to chciałem ten temat poruszyć już w pierwszej dekadzie października. Trochę w odpowiedzi na to, co w swoim komentarzu napisał ks. Włodzimierze Lewandowski. I nawet napisałem, ale tylko na blogu. Jakoś potem pojawiło się tyle innych tematów... Dziś już wolałbym nie odkładać. Bo temat, moim zdaniem, arcyważny. Tyle że zdaję sobie sprawę – pisanie o tym to rzucanie grochem o ścianę.
Dość często w tym co piszę wspominam o swoich oazowych korzeniach. O Ruchu Światło-Życie, który mocno wpłynął w młodości na moje życiowe wybory. Prawie nigdy nie pisałem jednak, że na letnie rekolekcje jeździłem najczęściej jako animator muzyczny. I w tej posłudze udzielałem się też w parafii. Po prostu w Ruchu Światło- Życie zdawano sobie sprawę, że trzeba ludzi od „robienia śpiewu”. Podczas spotkań, podczas modlitwy, podczas Eucharystii. Od tego bardzo wiele zależy. Naprawdę. Pilnie wbijano mi do głowy, żebym strzegł się w tej posłudze prób manipulowania ludzkimi uczuciami. Tak, doskonale sobie zdaję sprawę, że to możliwe. Zrozumiałem wtedy jednak... ba, wręcz doświadczyłem, że od doboru pieśni, od piękna ich wykonania – choćby to było tylko piękno dźwięku strun gitary i ludzkich głosów – bardzo wiele zależy. Zależy atmosfera we wspólnocie, zależy przeżywanie, także przeżywanie Eucharystii. A od tych zależą ludzkie wybory, także ten wybór najważniejszy: pójścia drogą za Jezusem.
Tak, wiara to nie tylko kwestia rozumu i woli. Poznanie prawdy i odkrycie, że pójść za Jezusem ze względu na życie wieczne po prostu się opłaca, to często jeszcze nie wszystko.... Kiedyś, dawno, dawno temu, z pół dnia tłumaczyłem pewnej spotkanej w górach dziewczynie, dlaczego jestem wierzący. Nie żebym ten temat narzucał. Sama chciała wiedzieć. Ale w końcu powiedziała „nie wiem czy mi zależy”. No właśnie... Zabrakło Bożej łaski? Tego nie wiem. Na pewno jednak zabrakło tej atmosfery, w której łatwiej podjąć decyzję wiary; pokoju i piękna, które pomagają odrzucić lęk przed taką decyzją... Dobre śpiewy w Kościele to właśnie robienie takiej dobrej atmosfery dla ludzkich decyzji. By rozum, który mówi że warto i wola, która chce, porzuciły obawy. I by ci, którzy w wierze słabną, chwieją się, otrzymali w trwaniu przy Chrystusie wsparcie....
Z Eucharystii na których wykonuje się piękne śpiewy – i wcale nie mam na myśli występów chórów czy zespołów, ale śpiew wszystkich zgromadzonych, choćby i pod przewodnictwem scholi czy kantora – wychodzi się zbudowanym, umocnionym. Tą atmosferą uwielbiania Boga (bo każda modlitwa, nawet prośby, jest ostatecznie uwielbianiem Boga, uznaniem swojej od Niego zależności), żarliwością wiary tych, którzy wychwalali Boga i tym, że człowiek sam się w tę modlitwę włączył. Nie bez powodu stara maksyma głosi, że kto śpiewa dwa razy się modli. Mówiąc łatwiej udawać czy nawet kłamać. Śpiewając... Można nie śpiewać, ale kiedy już się zacznie, to nie da się nieszczerze. To dlatego tak ważne, czy śpiewamy „Ciebie Boga wysławiamy” czy „Wyklęty powstań ludu ziemi”.... Kiedy w Kościele śpiewam, modlą się nie tylko moje usta, ale najpewniej i moje serce....
Tymczasem ta sprawa jest w moim Kościele – Kościele w Polsce – zaniedbywana. O dobór pieśni zwłaszcza chodzi, bo organiści są jacy są (byle pomagali w śpiewie, a nie nieustającymi „aranżacjami i wariacjami na temat” śpiew uniemożliwiali). Ileż to już razy byłem świadkiem, jak całą kwestię muzyki kościelnej sprowadzano do kwestii kultywowania tradycyjnych śpiewów tudzież kwestii obrony instrumentu jakim są organy...
Te tradycyjne śpiewy to czasem po staropolsku, prawda? Albo nasączone „po częstochowsku” zrymowanymi frazesami. A melodie, obok naprawdę pięknych, to czasem takie, że żadnego serca na pewno nie porwą, bo tak podobne do kilku innych, że nie tylko w serce, ale i w ucho słabo wpadają. Ale tradycja, stuletnia, więc się odkurza i śpiewa.... A takie czterdziestoletnie pieśni to ciągle nowinki...
Zastanawiają się niektórzy ciągle, jak Mszę „uatrakcyjnić”. Zwłaszcza gdy chodzi o mszę z udziałem dzieci. A może zamiast cudować zwrócić uwagę na śpiew? By pomagał przeżywać Mszę?
Nie, stanowczo nie twierdzę, że troszcząc się o dobry śpiew na powrót zapełnimy nasze kościoły. Ale to problem zdecydowanie nie marginalny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.