Diabeł, o czym wiadomo od dawna, mieszać lubi. Dlatego zrobi wszystko, by mająca budować jedność Kościoła celebracja, dzieliła.
Stąd rozpalające umysły i emocje dyskusje. Kierunek celebracji, msza soborowa czy według mszału Jana XXIII… Ostatnio wrócił temat śpiewu. A to za sprawą wpisu, jaki na blogu Gościa Niedzielnego zamieściła Marzena Pietroszek. Tytuł rzeczywiście może podnieść ciśnienie: „Muzyczny skansen Kościoła”. Ale próbując wgryźć się w myślenie autorki, argumenty, logikę wywodu, trudno nie przyznać jej racji. Tym bardziej, że od dłuższego już czasu muzycy kościelni i duszpasterze biją na alarm, wskazując na coraz niższy poziom śpiewu liturgicznego w Polsce i dylematy, przed którymi muzycy kościelni stoją
Przy okazji trzeba zauważyć, że dyskusja o tym co i jak śpiewać, nie jest czymś nowym. Na przełomie XIX i XX wieku toczył się spór między cecylianistami (Ratyzbona) a środowiskami tradycji benedyktyńskiej (opactwo Solesmes), który w skrócie zawrzeć można w pytaniu: Palestrina czy chorał gregoriański. Spór rozstrzygnął papież Pius X, a jego śladem poszła Konstytucja o liturgii i Instrukcja Musicam sacram. Oficjalnym śpiewem Kościoła pozostał chorał. Co ciekawe, niejako na marginesie sporu, rozwijał się dynamicznie śpiew ludowy, czego dowodem były liczne, wydawane na przełomie wieków, śpiewniki. To jednak śpiewowi ludowemu trzeba oddać, że autorami tekstów i kompozytorami melodii, byli wybitni muzycy. Obecną dyskusję można zatem uznać za kontynuację sporu sprzed przeszło stu lat.
W jakim kierunku powinniśmy pójść?
Ważną wskazówkę odnajdujemy w przemówieniu Franciszka, wygłoszonym 7 marca 2017 roku, na zakończenie międzynarodowego kongresu pt. „Muzyka a Kościół: Kult a kultura w 50 lat od «Musicam sacram»”, zorganizowanego przez Papieską Radę Kultury, Kongregację Wychowania Chrześcijańskiego, Papieski Instytut Liturgiczny i Papieski Instytut Muzyki Sakralnej. Papież, podsumowując obrady, zauważył: „W tym odniesieniu, rysuje się dwojaka misja, którą Kościół wezwany jest realizować, w szczególności poprzez tych, którzy na różne sposoby działają na tym polu. Chodzi, z jednej strony, aby chronić i waloryzować bogate i różnorodne wielowiekowe dziedzictwo; korzystając z niego współcześnie z umiarem i unikając ryzyka wizji nostalgicznej lub „archeologicznej”. Z drugiej strony, koniecznym jest sprawiać, aby muzyka kościelna i śpiew liturgiczny były „inkulturowane” we współczesne języki artystyczne i muzyczne; muszą zatem potrafić ucieleśniać i tłumaczyć Słowo Boże w pieśniach, dźwiękach, harmoniach, które poruszą serca nam współczesnych, tworząc również odpowiedni nastrój emocjonalny, który otwierał będzie na wiarę oraz pobudzał do przyjęcia i pełnego uczestnictwa w odprawianych tajemnicach”.
W tym kontekście dyskusja wchodzi na inny poziom. Napięcie wywołane pytaniem: która forma jest lepsza, zostało rozładowane propozycją szukania równowagi między „stare a nowe” z naciskiem na słowo „inkulturowane”. Ten kierunek został niejako potwierdzony podczas pielgrzymki papieża na Słowację, gdy – przywołując świętych Cyryla i Metodego – mówił o potrzebie nowego alfabetu do głoszenia Dobrej Nowiny współczesnemu człowiekowi. Przy czym odpowiedź na tę potrzebę nie może wyrazić się w zapożyczeniach z popkultury i wprowadzaniu do liturgii świeckich trendów. Co zresztą miało miejsce w ostatnich latach. Zmarły w ubiegłym roku muzykolog, ks. Ireneusz Pawlak, w czasie wykładów często wyrażał się krytycznie o wielu nawet mających placet komisji liturgicznej utworach, wskazując na ich powiązania i inspiracje muzyką pop.
Na drodze poszukiwania równowagi między stare a nowe nie jesteśmy w punkcie wyjścia. Od kilkudziesięciu lat mamy do dyspozycji przynajmniej dwa śpiewniki liturgiczne, zawierające oprócz tradycyjnych śpiewów także nowe, na bardzo dobrym poziomie muzycznym, kompozycje. To przygotowany przez Ruch Światło-Życie Exultate Deo i Śpiewnik liturgiczny, opracowany przez TN KUL. Nie można też zapomnieć o dominikańskim Niepojęta Trójco, choć ten prawdopodobnie trudno wykorzystać w praktyce tak zwanej parafii tradycyjnej. Jeśli ich nie wykorzystamy, jeśli nie pójdziemy drogą, wskazaną przez Franciszka, to znaczy nie będziemy chronić, waloryzować, inkulturować, czeka nas kolejna walka plemion, a dziedzictwo do pomnożenia stanie się prawdziwym skansenem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.