Lepiej skromniejsze, ale prawdziwe niż gdy tylko dobrze wygląda.
29 października, rozkręcającej się na nowo w Polsce epidemii dzień 605. W sejmie spór o LGBT, w Europie kolejne kary dla Polski. Watykan zaś przypomina, że nie można być chrześcijaninem tylko w jakimś procencie: poseł-katolik ma obowiązek w każdej sprawie, także aborcji i gender, głosować zgodnie z zasadami wynikającymi z jego wiary. Ukazała się też książka, w której emerytowany już dziś nuncjusz w Polsce, a potem metropolita gnieźnieński i prymas Polski pisze między innymi o swojej roli w głośnych ostatnimi laty skandalach w Polskim Kościele. Co racja to racja. Słuchając ostatnio zarzutów pod adresem niektórych polskich hierarchów, że promowali na stanowiska niewłaściwe osoby, zawsze się zastanawiam co by było, gdyby się okazało, że wśród moich znajomych czy współpracowników znalazł się ktoś, kto nocami chodzi na włamy. Znamy się, owszem, ale jeśli by mi tego nie powiedział – a dlaczego miałby się zwierzać – skąd miałbym wiedzieć co robią nocą? No właśnie. Dziś wolałbym jednak napisać parę słów o czymś, co dotyczy chyba nas wszystkich. O tym, czym stroić groby naszych bliskich.
Sprawa nie jest nowa. Co roku trochę się o niej z okazji Wszystkich Świętych mówi. U nas pisał już o niej na pewno ks. Włodzimierze Lewandowski i chyba ktoś jeszcze. Próbowaliśmy nawet akcji promującej nowe zwyczaje, bodaj pod hasłem „Żywe dla żywych”. Bez większego odzewu oczywiście. O co chodzi? Ano o kilometry sześcienne plastiku, którym przystrajamy groby naszych bliskich, a który nie nadając się do recyclingu trafia każdego roku na nasze wysypiska. Tak, to jest problem. Poważny problem, którego dość łatwo udałoby się uniknąć. Ale... Z plastikiem po prostu wygodniej.
Faktycznie, żywe kwiaty na cmentarzach o tej porze roku łatwo więdną. Wystarczy nocą temperatura poniżej zera i już po nich. Dlatego dawniej radzono sobie inaczej. A to strojąc groby jedliną, a to używając kwiatów suchych. Jeśli ma się na grobach kawałek ziemi, można jeszcze we wrześniu czy październiku posadzić np. wrzosy. Nawet jeśli uschną, długo zachowują jeszcze kolory. No ale kto dziś zamawia nagrobki pozwalające takie kwiaty posadzić? Za dużo z tym zachodu. Trzeba częściej na grób przyjść, poplewić, posadzić nowe... No i w razie czego też podlewać. Lite kamienne płyty wygodniejsze w utrzymaniu. Tylko ponure i dlatego szukamy tych kolorowych ozdób. A że, jak wspomniałem, żywe kwiaty w donicach o tej porze roku mogą szybko stracić swój urok, często wybieramy „wiecznie kolorowy” plastik.
Nie łudzę się, że zwyczaje w tym względzie zmienią się z dnia na dzień. Ale warto pomyśleć, żeby jednak, krok po kroku, coś w tych naszych przyzwyczajeniach zmieniać. Nie oglądając się na rządy, które mogłyby produkcji takich plastikowych akcesoriów zwyczajnie zakazać. Bo prawdą jest, że ten plastik rozkładał się będzie setki lat. A i tak najprawdopodobniej znacznie dłużej pozostanie w postaci drobin mikroplastiku. Ba, złośliwie można chyba powiedzieć, że właśnie ten mikroplastik, kiedy wszystko inne zniszczeje, będzie jedynym śladem, jaki ludzkość pozostawi po sobie na ziemi. No ale to nas, żyjących tu i teraz i niespecjalnie przejmujących się losem przyszłych pokoleń, faktycznie interesować to nie musi.
Mogłoby za to zainteresować to, co myślą o tych ozdobach nasi spoglądający na nas z nieba czy czyśćca bliscy. Czy są szczęśliwi, że zamiast przyjść i pomodlić się za nich częściej, choćby nie za każdym razem przynosząc kwiaty czy paląc znicze, opędzamy wszystko ersatzem troski o ich groby? Nie wiem. Ja tam od najpiękniejszych bukietów z plastiku wolę skromne, ale naturalne kwiaty. I chciałbym, żeby takie kwiaty ktoś kiedyś na mój grób przynosił. Kwiaty to zawsze wyraz przyjaźni, miłości. Co mi po blichtrze plastiku?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.