Pandemiczny wehikuł czasu

Dzieci PRL-u wracają do tego, co było?

Reklama

A co było? Guzik było. Ocet na półkach, gołe hoki u masorza (czyli pustki w sklepie mięsnym) i kilometrowe kolejki po papier toaletowy. Tak to się, mniej więcej, podsumowuje lata ’80 ubiegłego wieku.

Cóż, faktyczne, bywały i takie momenty. Choć przecież jakoś jednak się żyło. Z głodu też się nie umierało. Po prostu, świat wyglądał wtedy inaczej. Jeden rodzaj herbaty, jeden rodzaj dżemu, kawa raczej zbożowa itp.

I teraz pytanie: czy w czasie pandemii i wszystkich tych mniejszych i większych lockdownów, nie wróciliśmy przypadkiem do tamtego „modelu konsumenckiego”? Ja z Żoną na pewno, bo zakupy znów zaczęliśmy robić w najbliższym, mniejszym sklepie, a i produkty też wybieraliśmy tylko te najpotrzebniejsze. Mango? Kiwi? Marakuja? A komu by się chciało drałować przez pół miasta w maseczce po takie dżemy do delikatesów? Bierzemy truskawkowy ze sklepu na rogu i jest ok. Herbata też wcale nie musi być biała, zielona, czy czerwona, bo nagle znów, jak w PRL-u, pijemy głównie czarną – z sokiem, mlekiem, czy cytryną.

Co ciekawe, teraz, gdy już nieco więcej „można”, wcale nas do tych herbat świata i kaw wszechświata nie ciągnie. Wchodzimy do delikatesów, półki oczywiście się uginają, a my kupujemy trzy rzeczy na krzyż i wychodzimy najszybciej, jak tylko się da. Może ze strachu, że zemdlejemy, jak bohater grany przez Robina Williamsa w „Moskwie na rzeką Hudson”?

Kojarzą Państwo tę scenę? Wreszcie udało mu się uciec ze Związku Radzieckiego. Wreszcie jest Stanach. Ale gdy wysyłają go po kawę do supermarketu, nagle zaczyna mu się kręcić w głowie i upada. Bo jest wręcz otoczony różnymi rodzajami kaw, kawek i kawusiek. Cały ten nadmiar, nadprodukcja, konsumpcyjne szaleństwo zachodniej cywilizacji, genialnie ukazane w jednej krótkiej scenie.

Musimy uwolnić się od macek konsumizmu i sideł samolubstwa, od pragnienia coraz więcej…

- to słowa papieża Franciszka, który przy innej okazji apelował:

Nie pozwólmy by kierował nami konsumpcjonizm. „Muszę kupić prezenty, muszę zrobić to i tamto”… To szaleństwo czynienia mnóstwa rzeczy. Ważny jest Jezus a nie konsumpcjonizm. Bracia i siostry, konsumpcjonizm zabrał nam Boże Narodzenie. Konsumpcjonizm nie jest betlejemskim żłóbkiem. Jest w nim rzeczywistość, ubóstwo, miłość.

Zaskakujące, ale pandemia także pozwoliła nam to sobie uświadomić. Że „można też mniej”, o czym zresztą też już tutaj kiedyś pisałem...

*

A czego dziś posłuchamy? Może czegoś spokojniejszego? Nastrojowego? A proszę bardzo: Noel Gallagher's High Flying Birds i „Flying On The Ground”:

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama