"W Polsce ciągle mamy Kościół mocno klerykalny, gdzie wciąż niemal wszytko zależy od księży. Ale to będzie się zmieniać, nawet w sposób wymuszony. Bowiem czeka nas duży problem i to całkiem niedługo". Przeczytaj całą rozmowę z abp. Grzegorzem Rysiem.
Mówię o tym, aby pokazać, że ta praca w skali ogólnopolskiej się dzieje i że jest ona dynamiczna. Nie brakuje w tym środowisku propozycji, które są skierowane do całego Kościoła. Mamy też bliskie kontakty z Papieską Radą Nowej Ewangelizacji, która do tego, co się dzieje w Polsce, odnosi się z dużym szacunkiem. Jej przewodniczący abp Rino Fisichella albo osobiście przyjeżdża na każdy nasz kongres, albo przysyła znaczącą reprezentację.
Ale generalnie, czy czas wychodzenia z pandemii nie powinien wszędzie być – tak jak w Łodzi - czasem intensywnej nowej ewangelizacji?
Mam nadzieję, a raczej jestem pewien, że każdy biskup, odpowiedzialny za to w swojej diecezji, będzie chciał ten czas wykorzystać.
Warto bardziej zaangażować do tej pracy świeckich. Niezależnie od tych przykładów, które ksiądz arcybiskup podawał, są oni wciąż – jak mówił Jan Paweł II – „śpiącym olbrzymem”.
Niewątpliwie, w Polsce ciągle mamy Kościół mocno klerykalny, gdzie wciąż niemal wszytko zależy od księży. Ale to będzie się zmieniać, nawet w sposób wymuszony. Bardzo potrzebny jest intensywny namysł nad przyszłością oraz adekwatne i celowe działania. Bowiem czeka nas duży problem i to całkiem niedługo.
Jaki?
Powiem znów na przykładzie Łodzi. Kościół łódzki jest Kościołem, w którym liczba księży w przeliczeniu na ilość wiernych, jest najmniejsza w Polsce. Wynika stąd przede wszystkim wielka konieczność troski o powołania. Praca z młodzieżą (bez niej nie ma przecież mowy o powołaniach) jest dla nas jednym z priorytetów. Mamy również (od 2 lat) seminarium Redemptoris Mater dla alumnów (także cudzoziemców) z Drogi Neokatechumenalnej, a także seminarium 35+, dla starszych. Trzy lata temu otwarliśmy w diecezji możliwość formacji do diakonatu stałego. W tej chwili na tej drodze znajduje się 16 mężczyzn.
Jednak - niezależnie od tych wszystkich działań - proces ubywania księży będzie się pogłębiał, i to w całej Polsce. Za 7 – 10 lat na emeryturę zaczną odchodzić najliczniejsze roczniki księży, czyli te z lat 80-tych. Kończyłem seminarium w 1988 r. w grupie 66 święconych kapłanów. Tymczasem dziś niewiele seminariów w Polsce ma 66 kleryków na wszystkich latach razem. Kiedy duże liczebnie roczniki księży zaczną przechodzić na emeryturę, nie będzie już kim ich zastąpić. Kiedy wówczas proboszcz przyjedzie do biskupa, aby dał mu wikarego, to biskup odpowie, że go po prostu nie ma.
Oznacza to, że trzeba podjąć refleksję: co dalej, jak Kościół powinien funkcjonować przy mniejszej liczbie kapłanów? Paweł VI w „Evangeii nuntiandi” napisał, że „ewangelizuje Kościół”, a nie jedna osoba, czyli kapłan. Trzeba więc będzie odpowiedzieć na pytanie: co jest niezastępowalną funkcją księdza, a czego w parafii mogą podjąć się świeccy. Powiedziałbym, że każdy ksiądz będzie musiał się otworzyć na pochodzący od Ducha Świętego trud rozeznawania i towarzyszenia ludziom świeckim, którzy są powoływani przez Pana Boga i są przez Niego wyposażani w odpowiednie zdolności i charyzmaty. Ksiądz nie może się tego bać. Powinien się tym cieszyć, pomóc im w formacji, a potem ich posłać. Nie powinien ich nadzorować, tylko umiejętnie im przewodzić. Wciąż mamy wizję władzy, która wszystko kontroluje, a w ten sposób nikogo do ewangelizacji się nie poprowadzi.
Czyli otwiera się wielka przestrzeń dla świeckich?
Świeckich zaangażowanych i uposażonych przez Ducha Świętego mamy w Polsce tysiące. Ludzi, którzy chcieliby włączyć się do ewangelizacji, ale nierzadko rozbijają się o ten model Kościoła, który Franciszek nazywa klerykalnym. Dopóki nie nastąpi tu „ewangeliczny reset” w duchu właściwej eklezjologii, to niewiele się ruszy. Wciąż będziemy utyskiwać, że dzieje się to, co na Zachodzie: postępujący proces sekularyzacji. A kto nam powiedział, że u nas ten scenariusz musi się realizować, a zwłaszcza w tej samej mierze?! Trzeba to wszystko poddać analizie i wyciągnąć wnioski.
Co jeszcze musi się zmienić w naszym Kościele?
Musi się zmienić przekonanie, że wspólnoty w Kościele są „rzeczą opcjonalną”. W myśleniu wielu księży „konieczne” jest: odprawienie mszy, konfesjonał, pogrzeb, kancelaria; dopiero, jeśli „starczy czasu”, to zaangażuję się w jakąś wspólnotę. Tymczasem, to wszystko jest ważne, ale o tyle, o ile docelowo służy budowaniu wspólnoty. Ks. Blachnicki mówił, że Kościół dopiero wtedy staje się rzeczywiście obecny w świecie, kiedy jest zrealizowany w konkretnej, braterskiej wspólnocie.
W diecezji krakowskiej, za czasów kard. Wojtyły, każdy ksiądz miał obowiązek zaangażowania we wspólnocie oazowej. Dziś ta wspólnotowa rzeczywistość jaką Duch Święty nam ofiarował jest na tyle bogata i różnorodna, że nie wierzę, że ksiądz się nie może się odnaleźć w którejś z nich.
Wspólnoty dziś są tym bardziej potrzebne, im bardziej ludzie w Polsce mają trudne, wręcz gorszące doświadczenie Kościoła. Jeśli ktoś został w Kościele zraniony czy zmanipulowany, albo stał się ofiarą przestępstwa, to na takie doświadczenie nie ma innego argumentu, jak tylko doświadczenie przeciwne. Nie mogę temu człowiekowi powiedzieć: Kościół nie jest taki jak ten, z którym Ty się zderzyłeś! Muszę wiedzieć, gdzie mam tego człowieka skierować, aby mógł doświadczyć innego Kościoła.
Jest też inny problem, mianowicie poczucie pewnej bezdomności w Kościele ludzi, którzy mówią, że nie ma tam dla nich miejsca z powodu sojuszu Kościoła z jedną opcją polityczną. Wśród warszawskiej inteligencji jest to zjawisko dość częste.
Mam zasadę, że nie dyskutuję z czyimś doświadczeniem. Kiedyś pewien bardzo poważny człowiek przepytywał mnie o sojusz Kościoła z partią rządzącą. Zapytałem go czy zna poglądy polityczne poszczególnych biskupów? Przeszliśmy dość długą listę biskupów i okazało się, że wcale nie jest to takie jednoznaczne. Mamy więc do czynienia z pewnym stereotypem.
Osobiście, problem widzę gdzie indziej: myślę, że najbardziej nam szkodzi objawiający się nieraz boleśnie brak ludzi, którzy za nasz Kościół chcą wziąć odpowiedzialność, zwłaszcza tam, gdzie wyraźnie pokazała się jego słabość i grzech. Dotyczy to zarówno świeckich, jak i hierarchów.
Brak włączania się świeckich do odpowiedzialności wynika niejednokrotnie z ich krytycznego spojrzenia, na to, co się w Kościele dzieje. Co ksiądz arcybiskup powiedziałby tym ludziom?
Krytyki Kościoła się nie obawiam, gdyż dzięki niej możemy zmierzyć się z prawdą o sobie. Jeśli ktoś widzi zło w Kościele i o tym mówi, nie ma w tym nic złego. Chciałbym jednak, żeby mówił to w przekonaniu, że można za ten Kościół wziąć odpowiedzialność i go z tego kryzysu wyprowadzić. Nie samemu, rzecz jasna, tylko w Duchu Świętym i wraz z innymi. Zło nie powinno nas obezwładniać! Są tacy, co mówią, że Kościół jest w permanentnym kryzysie od 20 wieków. Nawet, jeśli to przesada, to jednak z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, iż Kościół niejednokrotnie przechodził kryzysy nieporównywalnie większe niż nasz obecny.
A czy nie obawia się ksiądz arcybiskup, że po okresie oddalenia od Kościoła spowodowanego pandemią, mogą powrócić ci głębiej wierzący, a inni tzw. katolicy kulturowi, po prostu odpadną? Kraje Zachodu ten proces mają już za sobą i powstał tam inny model Kościoła.
Ważne, żeby nie czytać tego modelu w taki sekciarski sposób, że oto zbierzemy się w gronie kilkunastu procent głęboko wierzących, a tę „resztę kulturową” mamy w nosie. To jest narracja, która jest heretycka i idiotyczna. Te kilkanaście procent głębiej zaangażowanych jest w Kościele po to, żeby wyjść ku innym i zaprosić ich ku osobistemu doświadczeniu Boga i spotkaniu z Nim.
Benedykt XVI powiedział kiedyś (a papież Franciszek wielokrotnie to już powtórzył), że wiara chrześcijańska nie jest bynajmniej decyzją etyczną, nie jest decyzją kulturową czy światopoglądową, tylko jest doświadczeniem spotkania osoby z Osobą.
Jest też łaską…
Ale tej łaski nie brakuje, tylko jest tak, że niejednokrotnie robimy w Kościele wszystko inne, ale nie to, co najistotniejsze. Wtedy jesteśmy tymi, którzy zatrzymują przepływ łaski. To nie jest tak, że Jezusa brak jest w Kościele, jest obecny na każdym stole eucharystycznym, problem polega na tym, że skutecznie możemy Go obezwładnić (tak z kolei pisał Paweł VI).
Czy widzi ksiądz arcybiskup potrzebę zwołania w Polsce kolejnego Synodu Plenarnego, który byłby m. in. miejscem szerokiej dyskusji o Kościele w aktualnej sytuacji?
Tak. Rozmawiałem o tym z wieloma biskupami. Dlaczego jest potrzebny synod? Dlatego, że sami biskupi nie dokonają wystarczających zmian w Kościele, ale też nikt nie zrobi tego bez biskupów. Dlatego potrzebny jest synod możliwie szeroki, otwarty na każdego, kto chce rozmawiać o Kościele w odpowiedzialny sposób, chcąc się zaangażować. Zresztą, taki właśnie, najpowszechniej synodalny model Kościoła zaproponował nam ostatnio w konkretny sposób papież Franciszek, zapraszając wszystkie struktury eklezjalne (do poziomu parafii, i małych grup w nich, włącznie) do udziału w Synodzie Biskupów. To coś więcej niż jedynie „szerokie konsultacje”; to rzeczywiście „wspólna droga” wszystkich uczniów Chrystusa, słuchających się wzajemnie z uwagą i odnajdujących się w jednym Duchu, w komunii jednego Ciała Chrystusa. Również Kościół latynoamerykański, znany z niezwykle ważnych zgromadzeń biskupów (jak Puebla czy Aparecida), prowadzi aktualnie synod tą samą metodą – aż po swoje wspólnoty podstawowe.
Czyli towarzyszy księdzu arcybiskupowi nadzieja?
Absolutnie tak. Inaczej zamknąłbym się w Tyńcu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To właśnie modlitwa i ofiara ma największą siłę, a nie broń czy wojska.
Siostry koncentrują swoje wysiłki na wspieraniu rodzin w trudnych warunkach życiowych.