Mentalność, w której dzieci stają się przeszkodą własnych aspiracji jest gangreną dla społeczeństwa.
To było jedno z tych wystąpień Franciszka, które warto w całości przeczytać, by lepiej zrozumieć jego nauczanie, które od czasów posynodalnej adhortacji Amoris laetitia niesłusznie zyskało łatkę wręcz antyrodzinnego. Niestety nie przebiło się ono do szerszej opinii publicznej, ponieważ sklasyfikowano je jako „zbyt katolickie”, co nie pasuje do lansowanego przez wielu wizerunku lewicowego papieża, i dotyczące jedynie włoskiego podwórka, a tak zdecydowanie nie jest. Chodzi o udział Franciszka w tzw. stanach generalnych zorganizowanych przez włoskie organizacje prorodzinne we współpracy z rządem, przedsiębiorcami oraz przedstawicielami świata biznesu i kultury, na których zdecydowanie zabiegał o odrodzenie dzietności i przypomniał niepopularną dziś prawdę, że „społeczeństwo, które nie przyjmuje dzieci, przestaje żyć”. Dziś bardziej popularna jest teza, że dziecko stanowi luksus, na który mogą sobie pozwolić tylko nieliczni, ponieważ staje się ono pierwszą przyczyną ubożenia, a nie skarb, jak było przez wieki.
Franciszek mówił nie tylko o konieczności przeprowadzenia reform socjalnych, które stawiają w centrum dzieci i rodziny, ale także o konieczności postawienia rodziny w centrum duszpasterstwa, co niestety wciąż mocno kuleje. Od początku swego pontyfikatu papież przypomina, że to w rodzinie przyjmuje się życie, wychowuje nowe pokolenia, przekazuje się wiarę i wartości, od środka buduje się społeczeństwo. Teraz przestrzegał, że jeśli dalej będziemy ulegali dominującej ideologii, która sprawia, iż kobiety muszą ukrywać ciążę w pracy i są zniechęcane do rodzenia dzieci, to demograficzna zima - już dotykająca Europę - wkrótce stanie się prawdziwą epoką lodowcową. Kobietom należy stworzyć warunki, aby mogły realizować swoje marzenia, zarówno te zawodowe, jak i rodzinne. Jedno nie powinno wykluczać drugiego. Niestety dzisiaj stawiane są w sytuacji, że muszą wybierać – praca lub macierzyństwo. Papież przypomniał też niebanalną prawdę o wyniszczającej zmianie mentalności, która zaszła w społeczeństwach konsumpcyjnych, w których jest coraz więcej obojętności i wyrachowania, a mniej solidarności i szczodrości. Niebezpieczeństwo tkwi też w tym, że pozwoliliśmy się przekonać, iż naszym zabezpieczeniem jest bardziej konto w banku, niż rodzina i dzieci w oczach których, jak mówił papież, możemy zobaczyć odbite własne życie. To ogromne wyzwanie.
Mentalność, w której dzieci stają się przeszkodą własnych aspiracji jest gangreną dla społeczeństwa. Kwestia dzietności nie może być, jak ma to miejsce obecnie, jedynie przedmiotem ideologicznych sporów. To nasze być, albo nie być. Italia czy Polska bez dzieci, to kraje, które nie wierzą w swą przyszłość i jej nie planują, skazane na powolne starzenie się i zniknięcie. To dzieci są nadzieją, która odradza naród.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.