Konwencja stambulska niszczy antropologię europejską

- uważa ks. prof. Piotr Mazurkiewicz, dziekan Wydziału Społeczno-Ekonomicznego UKSW.

Reklama

Polaryzacja opinii dotyczących kwestii seksualnych wydaje się nasilać, także w Polsce, więc o porozumienie będzie chyba coraz trudniej?

- Może być trudniej, ale zwróćmy uwagę na to, że są pewne granice, które ludzie wciąż wyczuwają. Wszystkie badania przeprowadzane w naszym kraju pokazują, że jeśli chodzi o przekazanie dziecka parze jednej płci, to Polacy mówią: nie. Relacja tych osób oceniana jest jako taka, która nie ma pozytywnego związku z dzieckiem.

Przypomnę argument, którego użyli biskupi francuscy w liście o wykorzystywaniu seksualnym nieletnich: jeżeli z myślenia o życiu seksualnym człowieka eliminuje się różnicę płci, to nie da się obronić różnicy wieku. To znaczy, jeżeli nie jest to pożycie między dorosłym mężczyzną i dorosłą kobietą tylko znosimy granicę, to nie jesteśmy w stanie obronić żadnej granicy.

Zwróćmy uwagę, że istnieje pewna wrażliwość społeczna na czyny pedofilii. Ludzie w pewnych punktach z tą ideologiach się nie zgadzają tylko nie widzą, że nie da się obronić tych punktów, z którymi się nie zgadzają, jeśli się skapituluje tam, gdzie chodzi o sam sens pożycia seksualnego. Ponieważ wciąż istnieje naturalna wrażliwość moralna przynajmniej odnośnie niektórych spraw, wciąż jest nadzieja, że jakoś się odbijemy od dna.

Myśli Ksiądz o Europie czy konkretnie o Polsce?

- Myślę, że polskie społeczeństwo jest dość wyjątkowe na tle Europy dlatego, że jak na europejskie warunki jesteśmy narodem dużym i jeszcze nie zdechrystianizowanym. Z tym, że niedawno to samo można było powiedzieć o Hiszpanii. Pamiętamy rok 2004 i ówczesny, polsko-hiszpański sojusz polityczny. Wiadomo było, że Partia Ludowa premiera Aznara wygra wybory, na co wskazywały wszelkie analizy politologiczne, ale zamach terrorystyczny, dokonany w Madrycie trzy dni wcześniej, spowodował przegraną. I nagle okazało się, że społeczeństwo hiszpańskie pokazało inną twarz. Wprawdzie kilkakrotnie zwoływano w Madrycie blisko półtoramilionowe manifestacje w obronie życia i rodziny, ale to było za mało.

 A za trzy lata inną twarz pokaże społeczeństwo polskie?

- Zwróćmy uwagę, że nawet w ostatnich wyborach różnica procentowa pomiędzy kandydatami nie była duża. Jeden z pretendentów chwalił się, że chodzi, razem z dziećmi, na czarne marsze i marsze LGBT. Kiedy więc zastanawiamy się nad antropologią, na bazie której będzie uprawiana polityka w przyszłości, to losy rzeczywiście się ważą.

Jestem jednak optymistycznie nastawiony co do przyszłości. Chrześcijaństwo jest u nas zakorzenione głęboko, ale myślę o głębokości, która jest związana z doświadczeniem wiary katolickiej jako istotnego elementu tożsamości. Myślę tu nie tyle o kwestii np. norm moralnych, treści wierzeń, ale właśnie tym elemencie tożsamości. Kościół wciąż może bezpiecznie prowadzić ewangelizację, ponieważ nie jest odbierany jako „obcy element”.

Miejmy świadomość, że Cesarstwo Rzymskie nie wyznawało chrześcijańskiej antropologii i chrześcijańskich norm moralnych a jednak proces cywilizacyjny potoczył się tak, że cały kontynent europejski został schrystianizowany. Proces ten potoczył się w odwrotną stronę w stosunku do tego, który dziś obserwujemy.

Mamy także doświadczenie pontyfikatu Jana Pawła II, który odwrócił kierunek zmian w polskim społeczeństwie. W jakimś stopniu to jeszcze trwa, choć jego wpływ, niestety, słabnie. Ale to pokazuje, że kierunek zmian można odwrócić.

W jaki sposób mogłoby się to dokonać?

- Rewolucja społeczna jest obecnie przeprowadzana odgórnie. Społeczeństwa w całej Europie są znacznie bardziej tradycyjne niż ich elity, które poprzez różnego typu narzędzia próbują zmieniać ich mentalności.

Także w Parlamencie Europejskim, co obserwowałem, kręgi chrześcijańskie są stosunkowo liczne. Chodzi tylko o to, aby wśród chrześcijan poprawność polityczna nie brała góry nad poprawnością intelektualną i moralną. Bo niekiedy posłowie katoliccy po prostu boją się ostracyzmu. Poza tym chrześcijańska antropologia jest, po prostu, tą prawdziwą antropologią - tak człowiek jest skonstruowany w swojej naturze. Stąd wiele – choć nie wszystkie - powstających dokumentów w ich pierwszej wersji jest zasadniczo „w porządku”. Dopiero potem ktoś „dorzuca” do nich elementy, które całkowicie zmieniają ich sens. Czy tak było z Konwencją, nie wiem.

Ale mogło tak być?

- Mogę powiedzieć, że w strukturach Unii Europejskiej spotykałem się z takim mechanizmem. Na przykład, w 2012 roku pracowaliśmy nad wskazaniami dla europejskiej dyplomacji na temat ochrony wolności religijnej. Powstał bardzo dobry dokument i kiedy właściwie wszystko było już uzgodnione, nagle w tekście znalazła się wzmianka o LGBT. Ktoś dorzucił jeden artykuł, który spowodował, że promując ten dokument, równocześnie promuje się ideologię LGBT.

Innym przykładem są manipulacje językowe. Skoro rozmawiamy także o macierzyństwie, to warto zauważyć, że dzisiaj w europejskiej debacie właściwie nie mówi się o aborcji. Słowo to jest zupełnie zbyteczne, gdyż zastąpiono je pojęciem „zdrowie reprodukcyjne”. To wszystko, co kiedyś było związane ze zdrowiem matki i dziecka, powiązano z aborcją i sterylizacją, ukuwając nowy termin. Kto chce promować tradycyjnie rozumiane zdrowie matki i dziecka, równocześnie promuje aborcję i sterylizację.

Trochę jak u Orwella. Stare słowa, zrozumiałe dla ludzi i wywołujące określone skojarzenia etyczne, zostają zastąpione przez nowe terminy, których sensu dokładnie nikt nie rozumie i które nie budzą negatywnych reakcji emocjonalnych. Gdy na przykład mówimy o aborcji, wiemy o co chodzi i mamy związane z tym odczucia moralne. Jeśli powiemy „zdrowie reprodukcyjne”, to przeciętny obywatel nie wie o co dokładnie chodzi, a w dodatku kojarzy mu się to pozytywnie z ochroną zdrowia. Niekiedy dokumenty pisane są od początku ze złą wolą, ale częściej przedstawiciele lewicowych elit „dorzucają” te ideologiczne elementy do różnych dokumentów niczym łyżkę dziegciu, która całkowicie zmienia sens całości.

Ale jeśli europejskie społeczeństwa są bardziej tradycyjne niż ich elity, to dlaczego elity działają niejako przeciwko nim? A przy tym, jak się wydaje, wyraźnie jednak oddziałują na społeczeństwa.

- Niewątpliwie oddziałują. Ale też nie mam nadmiernie optymistycznego przekonania odnośnie do społeczeństw. Jeśli spojrzymy na społeczeństwo polskie, to niewątpliwie istnieją w nim także grupy społeczne, które mają wybitnie antyklerykalny charakter czy zorganizowane grupy proaborcyjne. Nie stanowią one większości, tylko są aktywnymi mniejszościami. W trakcie kampanii wyborczej, jeśli układ sił między głównymi oponentami jest zrównoważony, te mniejszości mogą być swoistym języczkiem u wagi, który zdecyduje o ostatecznym rezultacie. Kandydaci zatem zabiegają o ich głosy. Może tu chodzić o głosy elektoratu narodowców, LGBT czy pro-life. Choć zwykle radykalna lewica zdobywa w tych grach więcej niż prawica.

Mamy również do czynienia z oddziaływaniem różnego typu elit, także politycznych. Powiedzmy jasno, że spór między Polską a Unią Europejską (jeśli ujmiemy to instytucjonalnie) jest po części sporem dotyczącym antropologii. Gdybyśmy do systemu prawnego wprowadzili małżeństwa jednej płci, to natychmiast napięcie pomiędzy Warszawą i Brukselą by spadło a kwestia praworządności przestałaby mieć znaczenie. Mimo faktu, że pojęcie płci społeczno-kulturowej jest nieznane polskiej Konstytucji.

Gdy patrzy się na europejską politykę, wyraźnie widać, zwłaszcza na przykładzie Hiszpanii, że tylko jeden kierunek zmian jest dopuszczalny. Premier Zapatero wprowadził rewolucję społeczną, a konserwatyści to „zakonserwowali”. Nie wpadli na pomysł - gdyż bali się reakcji - żeby anulować radykalne zmiany prawne wprowadzone przez socjalistów. Opcja konserwatywna w polityce na ogół powoduje jedynie spowolnianie zmian wprowadzanych przez lewicę.

W Polsce i na Węgrzech stało się odwrotnie. Opcja konserwatywna anulowała bądź też dyskutuje o anulowaniu pewnych lewicowych „osiągnięć”. Zwróćmy uwagę na sprawę aborcji eugenicznej. Właściwie lewica nie powinna toczyć o to wielkich bojów, bo chodzi maksymalnie o kilkaset przypadków rocznie. Statystycznie więc nie jest to coś, co mogłoby stanowić dla lewicy kamień węgielny programu politycznego. Ale do tej pory prawo aborcyjne wszędzie (poza krótkim okresem po upadku komunizmu) było coraz bardziej liberalizowane, a w Polsce mówi się o zaostrzeniu, a więc odwróceniu kierunku zmian. I to jest coś, co jest dla lewicy tak trudne do przyjęcia i dlatego powoduje tak duży sprzeciw. Mimo, iż z punktu widzenia lewicy chodzi chyba bardziej o symbol niż o realny wymiar zjawiska. To pokazuje bowiem, że istnieje alternatywa dla europejskich społeczeństw i że społeczeństwa te stoją przed rzeczywistą możliwością wyboru.

Byłem w Brukseli, gdy Węgry przyjęły nową konstytucję. W dokumentach potępiających ten kraj mówiło się wówczas o naruszeniu praworządności, a w kuluarach Parlamentu o aksjologii nie do zaakceptowania i o odniesieniu do chrześcijaństwa.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama