Konwencja stambulska niszczy antropologię europejską

- uważa ks. prof. Piotr Mazurkiewicz, dziekan Wydziału Społeczno-Ekonomicznego UKSW.

Reklama

Co budzi największy Księdza niepokój?

- Kwestia ściśle antropologiczna, to znaczy sposób definiowania tego, kim jest kobieta. Jeżeli męskość i kobiecość sprowadzimy do ról, to role, jak wiadomo, mogą być zamienne, bo rola to tylko rola - nie jest w niczym ugruntowana. Mężczyzna może odgrywać rolę kobiecą, z tego jednak nie wynika, że może partnerowi począć dziecko.

Owe role, jak wynika z antropologii zawartej w Konwencji, są rolami społecznie skonstruowanymi. Czyli: człowiek przychodzi na świat jako tabula rasa i wszystko, co się pojawia w jego życiu, cała jego tożsamość - jest czymś wytworzonym społecznie, bez żadnego fundamentu w naturze.

Alain Finkielkraut, podsumowując współczesne debaty o człowieku, napisał: „Zło to zgoda na cielesność”. Paradoksalnie, materialistyczny neomarksizm postrzega człowieka jako istotę czysto duchową, niczym anioła, który tylko przypadkowo ma związek z ciałem. O ile w wizji chrześcijańskiej ciało, a wraz z nim płciowość, jest integralnym elementem ludzkiego bytu, tak, że dopiero owa istota duchowo-materialna jest człowiekiem, o tyle w wielu współczesnych debatach człowiek jest identyfikowany wyłącznie z elementem, który my nazywamy duchowym.

To jest ten zasadniczy element sporu, zawarty w art. 3 c., w którym jest mowa o “płci społeczno-kulturowej”, jak oddano angielskie słowo “gender”. W oryginalnym tekście użyto także słowa “sex”, co oznacza, że autorzy Konwencji byli świadomi tego, że gender, czyli płeć społeczno-kulturowa to jest coś innego niż płeć biologiczna. W polskim tekście, mamy w związku z tym np. w art. 4 ust 3 wymienione obok siebie płeć i płeć społeczno-kulturową. Ponieważ w innych miejscach słowo „gender” przetłumaczono błędnie jako „płeć”, omawiany problem nie rzuca się w oczy polskiemu czytelnikowi.

Kiedy używamy słowa sex (płeć) to odnosi się ono do układu binarnego, pomiędzy kobietą i mężczyzną, kiedy zaś gender, wówczas mamy wszystkie te akronimy, czyli skrótowce zawierające wiele liter – bo już nie tylko LGBT, ale też LGBTIQ lub LGBT+, z których ostatnia oznacza: te, które nie zostały jeszcze zdefiniowane. A więc lista potencjalnych wariantów “płci kulturowej” nie została jeszcze zamknięta.

Gender jest słowem kluczowym w Konwencji i bardzo wyraźnie widocznym w wersji anglojęzycznej. W polskim tekście nie pojawia się ono ani razu, w związku z czym za każdym razem mowa jest o płci (czasem z dodatkiem, że jest to płeć społeczno-kulturowa). W tekście angielskim gender pojawia się 25 razy i nie ma wątpliwości, że jest to konwencja, która, już w samej warstwie słownej, odnosi się do ideologii gender.

Przy czym, jak wspomniałem, autorzy raz świadomie umieszczają obok siebie słowo gender i sex. Myślę, że to jest kwestią zasadniczą. Oznacza bowiem, że jesteśmy tu w obszarze innej aniżeli klasyczna antropologia europejska. W Konwencji różnice między ludźmi zostają „uwolnione” od biologii i przeniesione w sferę społeczno-kulturową, w sferę tego, co wytwarzane przez człowieka, społecznie konstruowane. Jeśli, w takim razie, zapytamy kim są kobiety, wobec których chce się eliminować przemoc, to musimy odpowiedzieć, że chodzi o wszystkie osoby, które czują się kobietami, czyli niekoniecznie chodzi tu o osoby, które biologicznie są płci żeńskiej.

Z zanegowaniem tradycyjnej antropologii mamy także do czynienia w art. 66 ust. 2, gdzie mowa jest o sposobie powoływania grupy ekspertów, zwanej GREVIO, której celem jest monitorowanie wdrażania Konwencji przez państwa, które ją ratyfikowały. Zakłada się powołanie grupy liczącej od 10 do 15 osób z zachowaniem, uwaga, równowagi płci społeczno-kulturowej. Nie chodzi o równowagę pomiędzy kobietami a mężczyznami, lecz między gender - płciami społeczno-kulturowymi.

Nie wiem co to oznacza w praktyce, bo jeśli prawdą jest, że wyróżnia się 56 różnych gender, to z konieczności niektóre z nich nie są w tym ciele reprezentowane. Sprawa wydała się na tyle niedorzeczna, że w polskim tekście, który możemy odnaleźć na stronie Rady Europy (https://rm.coe.int/168046253c) mamy taką adnotację: „Uwaga tłumacza: tekst angielski posługuje się terminem „gender balance”, tekst francuski „equilibrée entre les femmes et les hommes”, przyjęty został jako podstawa tłumaczenia tekst francuski, ponieważ bazowanie na tekście angielskim prowadzi do rezultatu pozbawionego, jak się̨ wydaje, sensu («równowaga płci społeczno-kulturowej»)”.

Jeśli zatem Konwencja zawiera mechanizmy zapobiegania czy zwalczania przemocy, to zgodnie z duchem tego dokumentu będą one używane nie tylko do obrony kobiet, ale również do promowania ideologii gender, podkreślającej znaczenie tzw. nowych mniejszości.

Jako sekretarz generalny Komisji Episkopatów Unii Europejskiej (COMECE), przez parę dobrych obserwował Ksiądz w Brukseli działalność europejskich elit politycznych, także zza kulis, więc zna je „od podszewki”. Trudno chyba odebrać ten dokument inaczej jako kolejny krok europejskich przywódców w batalii o “nowego człowieka”?

- Zdecydowanie tak. Mamy w polityce europejskiej spór dwóch wizji człowieka. Jedna wywodzi się z tradycji greckiej, gruntownie przetworzonej przez chrześcijaństwo, i jest to wizja człowieka, który ma swoją naturę i dopiero na nią “nakłada” się to, co jest kulturowe. Człowiek bowiem zawsze jest istotą kultury, istotą, która żyje w kulturze i poprzez kulturę. W związku z tym, gdy patrzymy na człowieka z punktu widzenia antropologii chrześcijańskiej, nie twierdzimy, że płeć biologiczna w jednoznaczny sposób określa wszystko, co dotyczy zachowań kobiet czy zachowań mężczyzn. Ona określa kwestie fundamentalne. Nakładają się na nie różne sposoby bycia kobietą albo mężczyzną. Gender zaś mówi, że można jeszcze być kimś innym, gdyż biologia nie może „więzić” człowieka.

Widzimy, że w ciągu wieków zmieniają się także niektóre role spełniane przez mężczyzn i kobiety, a niektóre całkowicie zanikają. Mężczyźni nie wychodzą na polowanie, a kobiety nie zajmują się zbieractwem. Nawet stosunek do służby wojskowej się zmienił.

Kultura wnosi wiele, także, na przykład, w sposobie przeżywania relacji małżeńskich. Natomiast musi ona “zgadzać” się z naturą człowieka, musi budować na naturze a nie - zaprzeczać jej.

Ale skąd właściwie to zaprzeczanie się wzięło? I dlaczego zyskuje coraz większe społeczne przyzwolenie, choć mogłoby się wydawać, że jest tak nonsensowne, że nie ma szans? Od kiedy te próby wypierania natury dają o sobie znać?

- Rozmawiając ze studentami często odwołuję się do Arystotelesa, który definiuje różnicę płci w ten sposób: kobieta, to ten człowiek, którego dziecko poczyna się wewnątrz jej ciała; mężczyzna zaś to ten, którego dziecko poczyna się na zewnątrz jego ciała. Mamy zatem binarny układ płci, który jest całkowicie zrozumiały z uwagi na stosunek do dziecka. Po to jest płeć męska i żeńska, żeby mogło począć się dziecko.

Jeśli z myślenia o człowieku wyeliminujemy ojcostwo i macierzyństwo, to podział na płcie przestaje być zrozumiały.

Kto i kiedy zaczął znosić ten podział?

- Wspomniałem już o filozofii marksistowskiej, na której gruncie ewidentnie toczy się walka przeciwko temu, co określa kobiecość, to znaczy przeciwko macierzyństwu. To jeden element. Drugi, związany jest z rewolucją seksualną 1968 roku, która też była marksistowska w swojej naturze. Była ona możliwa, bo za sprawą pigułki antykoncepcyjnej stało się faktycznie możliwe rozdzielenie pożycia seksualnego i płodności.

Pierwotnie, pytając o to, dlaczego ludzie biorą ślub i dlaczego podejmują współżycie, udzielaliśmy odpowiedzi w perspektywie pragnienia posiadania dzieci. Włącznie z tym, że jeśli jakaś para aktem woli wyklucza posiadanie potomstwa, to nie może zawrzeć ślubu w Kościele. Małżeństwo jest więc nastawione na macierzyństwo. Jeśli spojrzymy na Deklarację Praw Człowieka ONZ, to tam jest powiedziane, że mężczyzna i kobieta osiągnąwszy pełnoletność mają prawo zawarcia małżeństwa i założenia rodziny. To jest jedno prawo.

Sterylizacja relacji seksualnych powoduje, że z myślenia o relacji między mężczyzną a kobietą gdzieś znika dziecko. Jeśli zaś w życiu seksualnym nie chodzi o dziecko, to pojawia się pytanie, jak uzasadnić to, że relacja między kobietą i mężczyzną jest naturalna a między osobami tej samej płci – nie.

Wprowadzanie nowej antropologii zawiera kilka różnych elementów. Ale wydaje mi się, że rozmowa z osobą, która stosuje antykoncepcję, a więc uważa, że pożycie seksualne nie powinno mieć żadnego związku z płodnością, jest w tym zakresie trudniejsza, aniżeli z tymi, którzy antykoncepcji nie stosują, mając w tej sprawie odmienną opinię.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7