"Parasite" Bonga Joon-ho został w nocy z niedzieli na poniedziałek nagrodzony czterema Oscarami - w tym dla najlepszego filmu, za reżyserię i scenariusz oryginalny. Obraz południowokoreańskiego twórcy zwyciężył też jako pełnometrażowy film międzynarodowy, pokonując m.in. "Boże Ciało" Jana Komasy.
Niekwestionowanym zwycięzcą tegorocznej gali oscarowej okazał się "Parasite" Bonga Joon-ho, czyli uhonorowana canneńską Złotą Palmą, łącząca elementy dramatu, thrillera i komedii opowieść o dwóch rodzinach pochodzących z różnych klas społecznych, których losy niespodziewanie splatają się. Obraz południowokoreańskiego twórcy został doceniony czterema Oscarami w najbardziej prestiżowych kategoriach, w tym za najlepszy film i scenariusz oryginalny. "Pisanie scenariusza to bardzo samotny proces, ale ten scenariusz reprezentuje całą Koreę" - powiedział, odbierając nagrodę za scenariusz. "Chcę podzielić się tym wyróżnieniem z wszystkimi twórcami, którzy kręcą filmy w Korei" - dodał współscenarzysta "Parasite" Jin Won Han.
"Parasite", pierwszy w historii koreański film nominowany do Oscara, otrzymał też nagrodę w kategorii najlepszy film międzynarodowy, wygrywając m.in. z "Bożym Ciałem" Jana Komasy i "Bólem i blaskiem" Pedro Almodovara. "Ta kategoria właśnie zmieniła nazwę, dlatego cieszę się, że zostałem pierwszym w niej laureatem. Podoba mi się kierunek zmian, który proponuje Akademia, wspierając kino międzynarodowe. A teraz idę się napić" - skwitował.
Nie zdążył jednak odejść daleko, bo niedługo potem przy owacyjnym przyjęciu odbierał statuetkę dla najlepszego reżysera, dystansując m.in. uważanego za faworyta Sama Mendesa ("1917"). "Po odebraniu poprzedniej nagrody miałem nadzieję, że to koniec i wreszcie będę mógł odpocząć" - zaczął. "Gdy byłem młody i zaczynałem pracę jako filmowiec, wziąłem sobie do serca słowa Martina Scorsese +to, co najbardziej osobiste, jest najbardziej twórcze" - zwrócił się wprost do zaskoczonego i wyraźnie wzruszonego autora "Taksówkarza", który odebrał wówczas owację od zgromadzonych na gali. "Gdy uczyłem się w szkole, oglądałem jego filmy. (...) A gdy Amerykanie nie znali jeszcze moich filmów, w swoich prywatnych rankingach ulubionych tytułów umieszczał je Quentin Tarantino. Bardzo ci za to dziękuję. Kocham cię, Quentin" - powiedział do autora "Pulp Fiction". "Gdyby Akademia pozwoliła, chciałbym pociąć tę statuetkę na pięć części i podzielić się z wami" - mówił do wszystkich nominowanych reżyserów, wśród których znaleźli się jeszcze Todd Philips ("Joker") i Sam Mendes ("1917").
Dramat wojenny Mendesa nagrodzono trzema statuetkami - za dźwięk (Mark Taylor i Stuart Wilson), efekty specjalne (Gullaume Rocheron, Greg Butler i Dominic Tuohy) oraz zdjęcia (autorstwa Rogera Deakinsa, który ma już na swoim koncie Oscara z 2017 r. za zdjęcia do "Blade Runner 2049").
Do faworyta 92. edycji nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej "Jokera" Todda Phillipsa - nominowanego w 11 kategoriach - ostatecznie trafiły tylko dwa Oscary. Pierwszego odebrała islandzka kompozytorka Hildur Guonadóttir za najlepszą muzykę oryginalną. Wyraźnie zaskoczona zwróciła się z mocnym apelem o poszanowanie kobiet nie tylko w sztuce i przemyśle filmowym. "Dziękuję wszystkim dziewczynom, kobietom, matkom i córkom, które czują muzykę w sobie. Podnieście głos, musimy usłyszeć wasze głosy" - mówiła rzęsiście oklaskiwana przez zgromadzonych.
Kolejny Oscar - zgodnie z oczekiwaniami - trafił do Joaquina Phoenixa za tytułową rolę w "Jokerze". "Wcale nie czuję się lepszy od kogokolwiek w tej sali. Wszystkich nas łączy miłość do kina. Nie wiem, co robiłbym, gdyby nie ono. Najważniejszy z darów, który mi dało, to mówić o tych, których głosu zazwyczaj się nie słyszy. Walczymy w różnych sprawach - nierówności między płciami, praw dla społeczności LGBT i rdzennych narodów. Jesteśmy jednością. Żadna rasa ani grupa ludzi nie ma prawa dominować nad innymi, za innych decydować i nimi pogardzać" - wskazywał. "Porzuciliśmy świat natury. Wierzymy, ze jesteśmy centrum wszechświata, pustoszymy świat natury, myśląc, że wszystko nam się nam się należy. (...) Boimy się zmiany, ale ludzie są obdarzeni wyobraźnią i potrafią znajdować nowe rozwiązania. Jeśli oprzemy się o miłość i współczucie, stworzymy system korzystny dla wszystkich istot żywych" - apelował.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).