Poza kilkoma wyjątkami wydaje się, że klasa polityczna w Somalii nie jest w stanie przedłożyć dobra wspólnego nad osobiste interesy. Stąd walka i wygrana z problemami, które się piętrzą wydaje się nie do zrealizowania.
Wskazuje na to administrator apostolski w tym afrykańskim kraju po samobójczym ataku terrorystycznym, jaki miał miejsce w Mogadiszu. W zamachu, za który odpowiedzialni są islamiści z Al-Szabab, zginęło blisko 100 osób, a ponad 120 zostało rannych.
Bp Giorgio Bertin podkreśla, że ataki tego ugrupowania trwają od 2006 roku. Do największego w stołecznym Mogadiszu doszło dwa lata temu, kiedy zginęło ponad 500 osób. Terroryści teoretycznie zostali wygnani ze stolicy, jednak nadal prowadzą swoją działalność, zastraszają i mordują niewinnych ludzi. - W stolicy mieszka ponad 2,5 mln ludzi, jest wielu uchodźców. Kontrolowanie czegokolwiek jest tutaj prawie niemożliwe - mówi bp Bertin.
Nie ma pokoju, a odpowiedzialnością za ten stan rzeczy obarczyłbym Somalijczyków, którym brak jedności, nie współpracują, aby rozwiązać istniejący problem. Podam przykład: kilka dni temu było wielkie spotkanie intelektualistów somalijskich z różnych części świata u nas w Dżibuti. Zadawałem sobie pytanie: czy na pewno mówili o tym, jak rozwiązać problem uchodźców wewnętrznych, migrantów, problem terrorystów z Al-Szabab, problem dotyczący rządu federalnego, który jest tam na miejscu, ale nie ma wielkiej władzy, problem wielu stanów regionalnych, które próbują zwrócić na siebie uwagę walcząc przeciw rządowi federalnemu? Wszystko to osłabia tkankę społeczną w Somalii i jasne jest, że ci, którzy żyją życiem codziennym, przez przypadek przechodzą przez ulicę i zostają zamordowani, są jednocześnie najbardziej bezbronni.
Nieco się wolnością zachłysnęliśmy i zapomnieliśmy, że o wolność trzeba dbać.
Abp Paul Richard Gallagher mówił o charakterystyce watykańskiej dyplomacji.