O tym, co można przeżyć w drodze do Santiago de Compostela, opowiadają ks. Jacek Dziadosz i ks. Marcin Kościński, którzy doszli tam trasą Vía de la Plata.
Jak ocalić w Camino wymiar pielgrzymki?
J.D.: Oczywiście wymiar ludzki tej drogi również jest istotny. Dla mnie jako mężczyzny Camino było też wyzwaniem, z którym chciałem się zmierzyć, żeby sobie coś udowodnić. M.K.: Bywało nawet, że to właśnie ten wymiar pomagał dalej iść. Głupio tak coś zacząć i nie skończyć... nie tylko przed sobą, ale także przed Panem Bogiem.
J.D.: Ważna jest intencja. Niosłem ich wiele. Zaprosiłem bliskich i znajomych, żeby mi je powierzyli. Odzew był dla mnie zaskakujący. Kiedy pękaliśmy fizycznie czy duchowo, w głowie pojawiała się myśl: nie idziesz tylko dla siebie. Jednego dnia przeczytałem intencję od znajomej, która napisała: „Pomódl się za nasze dzieciaki, żeby nie miały tej wady serca, którą ja mam”. To był jeden z najtrudniejszych dni. Ledwo szedłem, wszystko mnie denerwowało, zabrakło wody, temperatura podskoczyła do 40 stopni. Czuło się wagę intencji.
M.K.: Pewnego razu zgubiliśmy się i szliśmy 8 km w złą stronę. Miałem wtedy poważną intencję. Byłem naprawdę zły, że tych kilometrów musiało być więcej.
Może właśnie... musiało?
M.K.: Tak myślę. Chociaż wtedy spotkało nas coś, co pokazuje inny piękny wymiar Camino – działanie Bożej Opatrzności. Pojawił się człowiek, który zorientował się, że szliśmy w złym kierunku. Podwiózł nas do miejsca, gdzie źle skręciliśmy. Na Camino Boga doświadcza się namacalnie, nie tylko w wymiarze duchowym, ale także poprzez spotkania z ludźmi. Po drodze realizuje się Ewangelia. J.D.: Byliśmy w pewnym miejscu, zmęczeni po całym dniu drogi. Okazało się, że alberga prowadzona przez prywatnych właścicieli była zamknięta, ponieważ wyjechali na wakacje. Nagle wrócili, ponieważ czegoś zapomnieli. Kiedy nas zobaczyli, postanowili wyjechać dzień później, zostali i ugościli nas... w dodatku za darmo. Poprosili tylko o modlitwę.
Można by raczej pomyśleć, że ludzie mają tam dość pielgrzymów.
J.D.: Doświadczyliśmy czegoś zupełnie innego. Słyszeliśmy wiele pozdrowień: „Dzień dobry”. Znajdowali się ludzie, którzy podchodzili, uśmiechali się, pokazywali drogę. Miałem poczucie, że jestem ich znajomym. M.K.: Obecność pielgrzyma tak wpisała się w tamtą rzeczywistość, że jest on traktowany jak swój.
Wyprawa na Camino to dla wielu logistycznie trudne wyzwanie, zarówno jeśli chodzi o czas, jak i o pieniądze. Czy Camino jest drogie? Dużo trzeba mieć rzeczy ze sobą?
J.D.: Im mniej, tym lepiej. Nasze plecaki nie ważyły nawet 10 kg. Jeśli chodzi o pieniądze, to bardzo indywidualna sprawa. Da się przeżyć za mniej niż 20 euro dziennie. M.K.: Żeby Camino było zaliczone, trzeba natomiast przejść przynajmniej 100 km.
Czyli wystarczyłoby kilka dni.
J.D.: Tak, ale warto powiedzieć tu coś ważnego. Na piedestale stawiamy Camino do grobu św. Jakuba, ale to jest tylko jakaś forma. Nie trzeba koniecznie jechać do Hiszpanii. Każde święte miejsce jest dobrym celem pielgrzymki – Częstochowa, Myślibórz, Skrzatusz, Góra Polanowska. Ważne, że poświęcasz ten czas dla Boga i dla siebie. M.K.: Moim wielkim pragnieniem jest na przykład pielgrzymka Pomorską Drogą św. Jakuba. To wciąż nieodkryta przestrzeń. Coś tam wiemy, widzimy muszelki, ale mało się o tym słyszy. J.D.: Każdy ma swoje Camino. Jeśli dziś spakujesz plecak i pójdziesz indywidualnie choćby na Jasną Górę, doświadczysz czegoś podobnego. M.K.: Ja o tym myślę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).