Każdy ma swoje Camino

Gość koszalińsko-kołobrzeski 31/2019

publikacja 06.09.2019 06:00

O tym, co można przeżyć w drodze do Santiago de Compostela, opowiadają ks. Jacek Dziadosz i ks. Marcin Kościński, którzy doszli tam trasą Vía de la Plata.

Każdy ma swoje Camino Archiwum ks. Jacka Dziadosza Pielgrzymi u celu, czyli przed katedrą św. Jakuba, gdzie znajduje się grób Apostoła

Ks. Wojciech Parfianowicz: Camino de Santiago – czym to pachnie?

Ks. Jacek Dziadosz: Eukaliptusem.

Jaki ta droga ma smak?

J.D.: Wołowiny i kurczaka. (śmiech)

Strach zapytać, co po drodze można usłyszeć...

J.D.: Cykady. Są po prostu wszędzie.

Szliście do Santiago przez Sewillę, Zamorę i Astorgę. W ciągu 24 dni pokonaliście ponad 1000 kilometrów. W upale, z plecakami, głównie samotnie. Co jest największym trudem tej drogi? Uwaga, nie pytam o ból stóp i pleców.

Ks. Marcin Kościński: Trudna, ale jednocześnie piękna jest właśnie konieczność bycia samemu ze sobą... i z Panem Bogiem. Jesteście tylko ty i On. Nie ma zbyt wielu zewnętrznych bodźców – tu krowa, tam drzewo, przestrzeń, słońce. To bywa trudne, ale też daje możliwość innego dysponowania czasem.

J.D.: Powiedziałbym nawet, że Camino to czas duchowego komfortu. Ale żeby go doświadczyć, trzeba zgodzić się na opuszczenie swojego komfortu osobistego. Niestety, jesteśmy dziś zbyt kanapowi, dlatego nie jest łatwo wyjść z domu.

Na czym polega ten komfort, którego można doświadczyć podczas Camino? Albergi, w których się nocuje, nie zawsze są najwygodniejsze.

M.K.: Nigdzie się nie spieszysz. Jest czas na modlitwę. Okazuje się, że odmówienie czterech części Różańca wcale nie zajmuje nie wiadomo ile czasu.

J.D.: Po prostu idziesz i czas leci. Normalnie godziny uciekają, a tutaj życie staje się proste. Jest o wiele mniej zmartwień. Myślisz tylko o tym, gdzie będziesz spał, co zjesz i jak dojść do albergi. Nagle okazuje się, że jest przestrzeń, którą można zapełnić Panem Bogiem. Pozwalasz Mu przeniknąć siebie, a sam sobie pozwalasz, żeby być w Nim. Można pooddychać Bogiem.

Inny wymiar czasu? Stopklatka mimo ciągłego ruchu?

J.D.: Tak. Bywało, że odmawiając koronkę, zapominałem przesuwać koraliki. „Dla Jego bolesnej męki” brzmiało i brzmiało. Sam nie wiem, ile tych dziesiątek odmówiłem.

M.K.: Gdybym spotkał kogoś, komu wali się życie, chce rzucić kapłaństwo czy współmałżonka albo doświadcza innych poważnych zawirowań, to poleciłbym Camino. To naprawdę jest przestrzeń do pobycia ze sobą i z Bogiem, której na co dzień nie mamy.

Skoro przeważnie idzie się samotnie, w drodze nie pada zbyt wiele słów. O czym milczy się na Camino?

J.D.: O fragmencie z Pisma Świętego, o tajemnicach Różańca...

Camino jest dzisiaj bardzo popularne. Jednak, jak pokazują statystyki, większość wędrowców wyrusza w drogę nie z motywów religijnych. Camino to dla nich przygoda, jakieś doświadczenie duchowe, turystyka. Często nie są to nawet chrześcijanie.

J.D.: Spotykaliśmy na przykład sporo Koreańczyków.

Jak ocalić w Camino wymiar pielgrzymki?

J.D.: Oczywiście wymiar ludzki tej drogi również jest istotny. Dla mnie jako mężczyzny Camino było też wyzwaniem, z którym chciałem się zmierzyć, żeby sobie coś udowodnić. M.K.: Bywało nawet, że to właśnie ten wymiar pomagał dalej iść. Głupio tak coś zacząć i nie skończyć... nie tylko przed sobą, ale także przed Panem Bogiem.

J.D.: Ważna jest intencja. Niosłem ich wiele. Zaprosiłem bliskich i znajomych, żeby mi je powierzyli. Odzew był dla mnie zaskakujący. Kiedy pękaliśmy fizycznie czy duchowo, w głowie pojawiała się myśl: nie idziesz tylko dla siebie. Jednego dnia przeczytałem intencję od znajomej, która napisała: „Pomódl się za nasze dzieciaki, żeby nie miały tej wady serca, którą ja mam”. To był jeden z najtrudniejszych dni. Ledwo szedłem, wszystko mnie denerwowało, zabrakło wody, temperatura podskoczyła do 40 stopni. Czuło się wagę intencji.

M.K.: Pewnego razu zgubiliśmy się i szliśmy 8 km w złą stronę. Miałem wtedy poważną intencję. Byłem naprawdę zły, że tych kilometrów musiało być więcej.

Może właśnie... musiało?

M.K.: Tak myślę. Chociaż wtedy spotkało nas coś, co pokazuje inny piękny wymiar Camino – działanie Bożej Opatrzności. Pojawił się człowiek, który zorientował się, że szliśmy w złym kierunku. Podwiózł nas do miejsca, gdzie źle skręciliśmy. Na Camino Boga doświadcza się namacalnie, nie tylko w wymiarze duchowym, ale także poprzez spotkania z ludźmi. Po drodze realizuje się Ewangelia. J.D.: Byliśmy w pewnym miejscu, zmęczeni po całym dniu drogi. Okazało się, że alberga prowadzona przez prywatnych właścicieli była zamknięta, ponieważ wyjechali na wakacje. Nagle wrócili, ponieważ czegoś zapomnieli. Kiedy nas zobaczyli, postanowili wyjechać dzień później, zostali i ugościli nas... w dodatku za darmo. Poprosili tylko o modlitwę.

Można by raczej pomyśleć, że ludzie mają tam dość pielgrzymów.

J.D.: Doświadczyliśmy czegoś zupełnie innego. Słyszeliśmy wiele pozdrowień: „Dzień dobry”. Znajdowali się ludzie, którzy podchodzili, uśmiechali się, pokazywali drogę. Miałem poczucie, że jestem ich znajomym. M.K.: Obecność pielgrzyma tak wpisała się w tamtą rzeczywistość, że jest on traktowany jak swój.

Wyprawa na Camino to dla wielu logistycznie trudne wyzwanie, zarówno jeśli chodzi o czas, jak i o pieniądze. Czy Camino jest drogie? Dużo trzeba mieć rzeczy ze sobą?

J.D.: Im mniej, tym lepiej. Nasze plecaki nie ważyły nawet 10 kg. Jeśli chodzi o pieniądze, to bardzo indywidualna sprawa. Da się przeżyć za mniej niż 20 euro dziennie. M.K.: Żeby Camino było zaliczone, trzeba natomiast przejść przynajmniej 100 km.

Czyli wystarczyłoby kilka dni.

J.D.: Tak, ale warto powiedzieć tu coś ważnego. Na piedestale stawiamy Camino do grobu św. Jakuba, ale to jest tylko jakaś forma. Nie trzeba koniecznie jechać do Hiszpanii. Każde święte miejsce jest dobrym celem pielgrzymki – Częstochowa, Myślibórz, Skrzatusz, Góra Polanowska. Ważne, że poświęcasz ten czas dla Boga i dla siebie. M.K.: Moim wielkim pragnieniem jest na przykład pielgrzymka Pomorską Drogą św. Jakuba. To wciąż nieodkryta przestrzeń. Coś tam wiemy, widzimy muszelki, ale mało się o tym słyszy. J.D.: Każdy ma swoje Camino. Jeśli dziś spakujesz plecak i pójdziesz indywidualnie choćby na Jasną Górę, doświadczysz czegoś podobnego. M.K.: Ja o tym myślę.