Nadzieja to ogromna siła. Kiedyś być może przyjdzie nam runąć w dół, lecz coś pozwala żywić ufność, że tam, na dnie, nie rozbijemy się o twardy beton, lecz spoczniemy na ciepłych dłoniach Kogoś, kto czuwa.
„Mówią, że nadzieja to matka głupich. Nie zgadzam się. Nadzieja to, owszem, matka, ale tych, którzy potrafią patrzeć w dal” – powiedział kard. Wyszyński. I mówił to człowiek, którego przez trzy lata trzymano w odosobnieniu, każąc sądzić za każdym razem, że nie będzie stamtąd żadnego wyjścia. Wyszedł z gotowym programem na duchową odnowę narodu. Patrzył daleko. „Nie bój się – powiedział mi kiedyś ojciec Alfred, wędrowny jezuita – nawet gdyby ludzie zamknęli przed tobą wszystkie drzwi, Pan Bóg będzie trzymał dla ciebie uchylone okienko”.
Nadzieję na uchylone okienko w grubym murze okalającym egipski obóz pracy zasiewał w izraelskich sercach Mojżesz. Przyjdzie noc wyzwolenia – powtarzał. Przyjdzie czas na wynurzenie, choćbyś w tej chwili szedł pod wodę. Podobną nadzieję budził w sercu uczniów Jezus, gdy głosił im nadchodzące królestwo niebieskie. Nie spodziewali się, że nadejdzie ono przez Jego śmierć i zmartwychwstanie. Gdy tylko to się stało i gdy odkryli, że Jezus powołał ich na świadków swego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią, zrozumieli, że nie chodzi o kolejną religię na świecie, ale o nieprzerwany nurt budzenia nadziei w ludzkich sercach.
Narzędziem do tego okazał się kerygmat – potężne Słowo, namaszczone Duchem Świętym, które ma moc przekształcić grzesznika w świętego, kanalię w anioła, dolinę płaczu w raj. Ludzie, słysząc o Chrystusie, o odpuszczeniu grzechów i o miłości Bożej zstępującej do ich serc i umysłów, „nabierali otuchy, wiedząc niechybnie, jakim przysięgom zawierzyli”. Coś ich zmieniało od środka – nadzieja na „ocalenie sprawiedliwych i zatratę wrogów”. Ta sama moc pokonywała grzech i budziła uwielbienie.
Kerygmat jest matką liturgii i modlitwy. Zaledwie Izrael przekroczył wody Jordanu, natychmiast zaczął obchodzić Paschę. Każda Pascha budzi ufność, że ten sam Bóg, który niegdyś ratował naszych ojców z niewoli, uratuje także nas; ta sama siła, która dźwigała Szawła z upadku, Franciszka z rozpaczy, Ritę z upokorzeń i Maksymiliana Kolbego z upodlenia, podźwignie również naszego ducha. Tamci „podejmowali jednakowo i dobra, i niebezpieczeństwa”, nam też Bóg pozwoli przetrwać czas próby i zamętu, odstępstwa i pychy. I nastanie nowy poranek chrześcijaństwa. Już widać jego zalążki. Uczniowie Chrystusa mogą zapomnieć formuł wiary po łacinie, mogą zgubić nuty maestro Palestriny, mogą utracić przepiękne katedry i opactwa, ale nie mogą utracić nadziei. Nigdy. I nie wolno im pod żadnym pozorem zaprzestać głoszenia kerygmatu.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).