Urlop był wprawdzie krótki, ale za to treściwy.
Ciekawa sprawa. Od poślubnej podróży do Ziemi Świętej minęło już trochę czasu (będzie jakieś 2,5 roku), a jednak każdy kolejny, wakacyjny wyjazd, zdaje mi się być wyprawą w tamte strony. A przecież zwiedzamy z żoną głownie Śląsk i Małopolskę.
Coś się jednak w głowie przestawiło (nastawiło na Izrael). Coś ciągnie w tamte pustynno-skaliste strony (pustynia Jezusa, moja pustynia!), więc, przynajmniej do plecaka, zabieram zawsze z sobą „coś izraelskiego” do czytania. A nim podróż na dobre się zacznie (zazwyczaj z katowickiego dworca), zerkam jeszcze na zawieszoną nieopodal niego pamiątkową tablicę, przypominającą o „Konferencji Katowickiej” z 1884 roku. Wydarzeniu, które „w konsekwencji doprowadziło do powstania państwa Izrael” – jak można na niej przeczytać.
Chwilę później siedzimy już w pociągu i wreszcie mogę zabrać się za lekturę. Tym razem padło na „Płaczącą Zuzannę” Alony Kimchi. Słodko-gorzką, współczesną powieść izraelską, której główna bohaterka do złudzenia przypomina biblijną Zuzannę, córkę Chilkiasza (jej historię relacjonuje Księga Daniela).
Ale dla Kimichi ważniejsze zdają się być inne tematy. Bliższe codzienności. Czasem tylko zahaczające o przeszłość i to też tę „najnowszą”. Ot chociażby wtedy, gdy opisuje kłótnię, o to kto ma większe prawo do ziemi - Arabowie, czy Żydzi? „Co tutaj było? Nic! Dwie kozy i wielbłąd” – dowodzi jedna z bohaterek.
Kilka godzin po przeczytaniu tych słów, mam okazję zobaczyć to „nic” - i to na własne oczy! Pociąg dojechał na miejsce, dotarliśmy do Wrocławia i zaczynamy nasze kilkudniowe zwiedzanio-szwędanie. Jednym z pierwszych miejsc, do którego docieramy, jest Synagoga Pod Białym Bocianem. A tam wystawa: „Jerozolima Utrwalona”, na której prezentowane są archiwalne, pochodzące z przełomu XIX i XX wieku zdjęcia stolicy ludzkości.
Niesamowite wrażenie robią wszystkie te unikalne kadry. Rzeczywiście pusto. Nie ma tłumów turystów, nie ma zgiełku, hałasu, wszechobecnych dziś samochodów. Jakby święte miasto zamarło i czekało. Czekało na przybycie swoich?
Kilka dni później – już po powrocie, w Katowicach – także słucham o czekaniu na powrót swoich. Tym razem mowa jednak o Ślązakach z Wehrmachtu. Alojzy Lysko opowiada o najnowszej książce z wielotomowego cyklu Duchy Wojny i wspomina o... dybuku, a więc żydowskim duchu zmarłego, potrafiącym opętać, zawładnąć osobą żyjącą. Dla Lyski kimś takim był jego zaginiony w czasie wojny ojciec. Wciąż na niego czekał, myślał o nim, niejako dla niego pisał kolejne swoje teksty, sztuki, książki...
Zaskakujące wyznanie, inspiracja, i diagnoza. I kolejny izraelsko-żydowski ślad. Co będzie dalej?
Poeta pisał, że "każde miasto / musi stać się Jerozolimą i każdy / człowiek Żydem".
Zobaczymy...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).