A nie mówiłem?

Znając mechanizmy funkcjonowania mediów, byłem przekonany, że po takiej fali wzniosłości i dobrego mówienia o Kościele, jaką siłą rzeczy wywołała beatyfikacja ks. Jerzego, musi pojawić się „antidotum”.

Reklama

Osobiście bardzo nie lubię ludzi, którzy najpierw coś zapowiadają, a potem, gdy ich „przepowiednia” się sprawdzi, przyjmują charakterystyczny ton i przybierają specyficzny wyraz twarzy mówiąc „A nie mówiłem?”, „A nie mówiłam?”. Stawia mnie to w bardzo trudnej sytuacji. Bo co mam zrobić, gdy w krótkim czasie zrealizowało się coś, co przewidywałem?

Kilka dni temu podczas rozmowy w niewielkim gronie wyraziłem sugestię, że w środkach przekazu strasznie długo nie było nic złego na temat Kościoła katolickiego i najprawdopodobniej już niedługo, jak tylko minie medialny entuzjazm związany z beatyfikacją ks. Jerzego Popiełuszki, pojawią się materiały o negatywnej wymowie. „A co, znasz jakąś nową aferę, którą dziennikarze będą nagłaśniać?” - zapytał z nieskrywaną ciekawością jeden z moich rozmówców. „E tam, po co nową?” - machnąłem ręką. „Zawsze można odgrzać coś starego. Na przykład Komisję Majątkową”. „Komisję Majątkową?” - zdziwił się inny z moich rozmówców.

Nie żartowałem w tej rozmowie. Znając mechanizmy funkcjonowania mediów, byłem przekonany, że po takiej fali wzniosłości i dobrego mówienia o Kościele, jaką siłą rzeczy wywołała beatyfikacja ks. Jerzego, musi pojawić się „antidotum”. A w co najprościej uderzyć, gdy ludzie w powodzi tracą dorobek całego życia? Zastanawiałem się tylko, która z gazet albo telewizji weźmie na siebie trud „odwrócenia tendencji”.

Gdy dzisiaj rano (wtorek, 8 czerwca 2010) zobaczyłem pierwszą stronę „Gazety Wyborczej” z ogromnym tytułem „Kościół na ziemi”, miałem ochotę sięgnąć po telefon i zadzwonić co moich niedawnych rozmówców, żeby rzucić krótkie „A nie mówiłem?”. Ale się powstrzymałem.

Konstrukcja „jedynki” wtorkowej „Gazety” jest następująca: U góry zdjęcie „powodziowe”. Rozlana szeroko rzeka, tłum ludzi umacniających wał workami z piaskiem. Na pierwszym planie dwóch mężczyzn z wysiłkiem taszczy kolejny wór. Pod spodem naprawdę dużymi literami umieszczony został cytowany wyżej tytuł. Skojarzenie jednoznaczne. Ale to nie wszystko. Wzrok przykuwają wyjęte z tekstu wielkie, czerwone cyfry: „24,1”. Żeby się dowiedzieć, że chodzi o miliardy złotych, trzeba już wysilić wzrok. A gdy się już ten wysiłek uczyni, to się czytelnik dowiaduje, że „24,1 mld zł to wartość nieruchomości zwróconych i przekazanych w ciągu 19 lat Kościołowi”.

„Dwadzieścia cztery miliardy? Zaraz, zaraz, a ile wynosi wstępna wycena strat poniesionych w tegorocznej powodzi? Coś koło dwunastu miliardów, zdaje się?”. Czy nie o wywołanie takiego skojarzenia chodziło autorom pierwszej strony wtorkowej „Gazety”? Myślę, że powinni ją zgłosić w jakimś konkursie na okładkę prasową. Nie zdziwiłbym się, gdyby dostała nagrodę.

„"Gazeta" zna pierwszy pełny wykaz nieruchomości, które w ciągu 19 lat państwo oddało Kościołowi katolickiemu na mocy decyzji działającej przy MSWiA Komisji Majątkowej” - donosi kielecka dziennikarka GW. Po czym przytacza jakieś dane. Można się domyślać, że pochodzące z tego spisu. Ale skąd on się wziął? Kto go przygotował i na jakiej podstawie? Ani słowa. Można się też domyślać, że ma z nim coś wspólnego świętokrzyski poseł SLD, który na łamach dziennika oświadcza: „To pierwszy spis pokazujący, jak ogromny majątek przekazano Kościołowi”. Ten poseł, według dziennika, „dwa lata zabiegał o ujawnienie pełnej informacji o działaniu Komisji”. Być może to wystarczająca kwalifikacja, aby miał prawo do rzucania oskarżeń w rodzaju: „Ale wciąż tajemnicą pozostaje rzecz najbardziej kontrowersyjna - wyceny przygotowane przez stronę kościelną. To, że Komisja wciąż nie ujawnia wartości poszczególnych nieruchomości, oznacza, że albo były drastycznie zaniżane, albo że w wielu przypadkach takich wycen nie ma”.

Czytelnik tak spreparowanego tekstu nie powinien mieć wątpliwości, że winny jest Kościół. Kielecka dziennikarka co prawda zamieściła wyjaśnienie współprzewodniczącego Komisji ze strony kościelnej: „Przecież to, że strona kościelna zleca wyceny, nie wynika z naszego pragnienia. Strona rządowa sama nie chciała ich zlecać, bo nie miała na to budżetu. A więc chcąc odzyskać zabrane nieprawnie nieruchomości, musieliśmy przygotować kompletną dokumentację, w tym wyceny. Ale nimi zajmują się licencjonowani rzeczoznawcy, trudno mi brać odpowiedzialność za ich rzetelność”. Ale zabrakło jej dociekliwości, aby zapytać reprezentanta rządu, czy rezygnacja z zamawiania wycen nie była uderzeniem w interesy państwa. Szkoda. Bardzo szkoda. Być może wtedy współprzewodniczący Komisji ze strony rządu nie wypadłby w publikacji tak kryształowo.

Kilka razy zdarzyło mi się wyrazić zdanie, że gdyby Kościół katolicki w Polsce po pierwszych wątpliwościach prawnych zawiesił swój udział w pracach Komisji Majątkowej, opartej na ustawie uchwalonej za czasów PRL-u, wielu jego wrogów poczułoby się bardzo zawiedzionych i straciliby grunt pod nogami. Wtedy nie można by odwracać kota ogonem, tak, jak to zrobiła kielecka dziennikarka GW. Przypominając, że od ponad roku w Trybunale Konstytucyjnym czeka wniosek SLD o sprawdzenie, czy działanie Komisji Majątkowej jest zgodne z konstytucją, napisała: „Dla samorządów orzeczenie Trybunału będzie kluczowe. Zależy od niego, czy będą mogły domagać się odszkodowań za grunty, które im zabrano na rzecz Kościoła”.

Teraz już wszystko jasne. To nie Kościołowi (a więc wielkiej wspólnocie, do której przynależność deklaruje 95 procent Polaków) zabrano ogromnej wartości środki umożliwiające mu działalność charytatywną, edukacyjną itp. To dzisiaj „zabiera się na rzecz Kościoła”.

Nic nowego. Szatan w raju też wszystko poprzekręcał. I też wielu mu uwierzyło. Zdecydowanie za wielu :-(
 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7